Powrót do planów. Marsz na Kielce (27-31 sierpnia)

Wstrzymanie marszu na Warszawę wykonywanego w ramach akcji "Zemsta" umożliwiło powróciły do wykonania głównego zadania w ramach w ramach akcji „Burza", którym było zajecie Kielc.

Komenda Główna jasno precyzowała aby 2-3 dni przed wkroczeniem Sowietów oddziały AK opanowały Radom lub Kielce (ostateczne wybrano do drugie). W okolice miasta postanowiono przerzucić główne siły 2 DP. Liczono też, że stacjonujące w okolicy miasta oddziały Kieleckiej Brygady Piechoty  oraz III batalion 4 pp Leg. będą służyły wsparciem nie tyle bojowym co osobowym. Główny ciężar ataku miał należeć do 4 pp Leg., ale wsparcia miały mu udzielić inne jednostki.

27 sierpnia

-2 pp (dotyczy to tej części jednostki, która nie brała do ataku na Dziebałtów) wyruszył z dotychczasowych kwater w okolicach miejscowości Piekło, Niebo i Cisownik w rejon lasów samsonowskich gdzie dotarł o świcie następnego dnia i stanął biwakiem we wsiach Rogowice i Serbinów. Plan zakładał użycie go jako drugi rzut w chwili w której doszłoby do ataku.

-3 pp już 25 sierpnia przemaszerował z lasów przysuskich przez Ruski Bród – Paruchy – Wielkę Wieś w lasy suchedniowskie i zakwaterował w rejonie Świniej Góry. Teraz przeszedł w rejon gajówki Rosochy.

-4 pp z okolic Mniowa przeszedł w rejon wsi Kołomań

Tak więc oddziały dywizji znalazły się w odległości 12-15 kilometrów od Kielc, które miały być celem ataku.

28 sierpnia

Przygotowując się do akcji opanowania Kielc oddziały prowadziły intensywne szkolenia. Jednocześnie oczekiwano na zrzuty lotnicze ab, które poprawiły by stan uzbrojenia jednostek. Dowództwo przesunęło także oddziały bliżej miasta:

-4 pp Leg. który miał atakować w pierwszym rzucie przesunięto w rejon wsi: Oblęgorek, Światełek, Umer i Stachura.

-3 pp Leg. – pozostał w rejonie gajówki Rosochy,

-2 pp Leg. – zakwaterował na jego zapleczu w lasach na wschód od Mniowa. Tego dnia do zgrupowania dotarły oddziały biorące udział we wcześniejszym ataku na Dziebałtów.

Sytuacja frontowa

Samo natarcie było w dużym stopniu uzależnione od sytuacji na froncie, a głownie na przyczółku sandomierskim. Rosjanie toczyli tam zażarte boje już od 14 sierpnia wiążąc dużą część sił i zasobów niemieckich. Z jednej strony przez uderzenie w kierunku Ożarowa próbowano poszerzyć teren przyczółka. Z drugiej można było zaobserwować 26 sierpnia zaobserwować ruch sowieckich oddziałów od Łagowa w kierunku na Kielce.

     Miasto było bombardowane co spowodowało ewakuację ludności cywilnej, która uchodziła do okolicznych miejscowości. Pod koniec sierpnia zrzucono mnóstwo ulotek zapowiadających zajęcie Kielc do 4 września. Niestety okazało się to nieprawdą i 29 sierpnia Rosjanie zakończyli działania zaczepne.

     To właśnie ten dzień był przełomowy. Siły AK osiągnęły apogeum przygotowań, ale jednocześnie siły niemieckie przeszły do działań zaczepnych. Niemcy błyskawicznie wykorzystali zastój na froncie i już 30 sierpnia rozpoczęli koncentracje oddziałów przeciwpartyzanckich w lasach samsonowskich. Niebo natomiast zaroiło się od samolotów rozpoznawczych. Polskie siły były zbyt małe aby skutecznie walczyć z taką ilością okupantów, wstrzymano więc działania mające doprowadzić do ataku na Kielce. Wydano nawet rozkaz zabraniający przeprowadzania działań zaczepnych aby nie prowokować Niemców. Uzasadniono to potrzebą zachowania spokoju w okolicy aby umożliwić zapowiedziany zrzut sprzętu i amunicji.

29 sierpnia

Wszystkie oddziały pozostały na dotychczasowych stanowiskach prowadząc ćwiczenia. Jedynie 2 pułk został przesunięty w okolice Mniowa w celu zabezpieczenia tyłów 4 pułku. I tak : I batalion zajął Rogowice, II batalion wsie Baran i Chyby, a III batalion Serbinów.

30 sierpnia

Zaopatrzenie oddziałów w żywność było coraz trudniejsze bowiem wioski w których kwaterowały oddziały raz najbliższa okolica były już ogołocone z żywności wykupowanej przez oddziały.

Obowiązywał całkowity zakaz prowadzenia akcji zaczepnych, ale mimo to dochodziło do przypadkowych starć z Niemcami. 30 sierpnia por. Antoni Krupa „Witold" dowódca 8 kompanii 2 pp i sierż. Wincenty Bochniak „Czarny" podczas pobytu w Mniowie zatrzymali jadący od strony Kielc samochód osobowy i wzięli do niewoli dwóch Niemców. Dowódca akcji dostał jednak upomnienie za łamanie rozkazów, analogiczne zdarzenie miało miejsce

31 sierpnia

W obliczu przeważających sił wroga rozwiązano koncentracje sił mającą doprowadzić do zajęcia Kielc.

Zrzut lotniczy 1/2 września 1944 r.

Oczekując na dogodne okoliczności ataku na Kielce oddziały stacjonujące w podkieleckich lasach oczekiwały na zrzuty lotnicze. Do ich odbioru przygotowano nawet specjalną placówkę zrzutową.

Od 28 sierpnia 4 pułk kwaterował w rejonie wsi: Oblęgorek, Światełek, Umer i Stachura. Oczekując na zrzuty żołnierze prowadzili intensywne szkolenie. Obowiązywał oczywiście zakaz przeprowadzania akcji zbrojnych.

     Dowództwo pułku kwaterowało w dworku Sienkiewiczów w Oblęgorku a wielu żołnierzy pochodziło z najbliższej okolicy. Także dowódca II batalionu kapitan Władysław Czaja „Eustachy”, który przez okupację mieszkał pod zmienionym nazwiskiem we wsi Oblęgór. 

     Oczekując na zrzuty lotnicze dowództwo wyznaczyło specjalne pole zrzutowe oznaczone kryptonimem "Robot 509". Był to bastion - wielkość pozwalała na przyjęcie zrzutu z kilku samolotów. Wybrano teren pomiędzy wsiami Hucisko - Mokry Bór. Rezerwowy bastion zrzutowy usytuowany był na śródleśnej polanie pomiędzy Samsonowem a gajówką Rosoch.

 

     Pułk przesunął się 31 sierpnia w okolice pola zrzutowego. Dowództwo pułku i prawdopodobnie I batalion zakwaterował we wsi Wiązowa, a II batalion w Kuźniakach.

Bastion "Robot 2"

     Ostatecznie do zrzutu doszło w nicy z 1 na 2 września 1944 r. W ramach sezonu operacyjnego ODWET. Z lotniska Campo Casale, k. Brindisi (Włochy) wystartowały trzy samoloty należące do 1586 Eskadry PAF.

-Halifax JP-161 „N” / PL - z powodu defektu silnika nie doleciał na miejsce zrzutu, 

-Halifax BB-389 „M” / PL

-Halifax JN-889 „P” / PL

     Dwa ostatnie samoloty doleciały na miejsce i zrzuciły każdy po 9 zasobników i 12 paczek. Łącznie pułk otrzymał 18 zasobników i 24 paczki. Zrzut był przyjmowany przez oddziały 4 pułku, które obstawiły trasy dojazdowe.Niestety oba samoloty podczas drogi powrotnej do Włoch zostały zestrzelone przez niemieckie myśliwce.

 

W oczekiwaniu na zrzuty lotnicze

W nocy z 15 na 16 września wszystkie pułki 2 Dywizji Piechoty zakwaterowały w okolicach Fanisławic na terenie Placówki Zajączków. Oczekiwano na zrzuty lotnicze aby uzupełnic braki w uzbrojeniu. 

2 pp Leg. dotarł do miejscowości Fanisławice i Fanisławiczki, 3 pp Leg. zakwaterował w Korczynie, a 4 pp Leg. w lesie między Fanisławicami i Snochowicami z dowództwem stacjonującym w gajówce „Konrad”. 17 września pułki 2 i 3 odeszły w kierunku lasów zgórskich. Na miejscu pozostał jedynie 4 pp, który miał zabezpieczyć i odebrać zaplanowany zrzut. W tym czasie (17 września) baza zrzutowa we Włoszech miała przygotowane do startu dwa samoloty, ale warunki atmosferyczne uniemożliwiły ich odlot. Ostatecznie 18 września w nocy nad teren zajmowany przez 4 pp Leg. nadleciały dwa samoloty ze zrzutem, ale nie odnalazły placówki odbiorczej i odleciały.

     Żołnierze dosyć szybko zaczęli odczuwać brak wody, której zaczęło brakować w jedynej studni zlokalizowanej przy gajówce. Pomimo zakazu opuszczania lasu trzech żołnierzy z 2 plutonu 5 kompanii Wicher Tadeusz „Burza””, Piotrowski Zbigniew „Płomień” i Plaza Julian „Zryw” udali się furmanką do wsi Korczyn po wodę (przy okazji mieli podkuć konie). Zanim załatwili swoje sprawunki spłoszył ich niemiecki patrol motocyklowy, a zanim schronili się w lesie zostali także ostrzelani. Żołnierze po powrocie zameldowali o wszystkim dowódcy pułku informując także o pogłoskach jakoby Niemcy wiedzą o pobycie w lesie partyzantów. Major Józef Włodarczyk „Wyrwa” zignorował informację uważając, że Niemcy nie wejdą do lasu.

     W godzinach popołudniowych służbę ubezpieczeniową pułku objął II batalion, złośliwie nazywany pospolitym ruszeniem, bowiem powstał zaledwie przed miesiącem i nie posiadał żołnierzy doświadczonych w walce. Prawdopodobnie także popołudniem w zabudowaniach gajówki odbyła się narada dowództwa w której wziął udział przedstawiciel miejscowych struktur AK. Był to Roman Kowalczyk "Konrad" - "Rymwid" kierownik referatu wywiadu Podobwodu Niewachlów. Także on informował dowództwo o ruchach Wehrmachtu. Także ta informacja została zignorowana, być może dlatego, że wieczorem pułk miał opuścić zagrożony teren i odejść w kierunku Zajączkowa.

Bitwa w Fanisławicach

Poszczególne kompanie pułku usytuowane były bezpośrednio w lesie dookoła gajówki z tym że 4 kompania Pawła Stępnia „Gryf” ubezpieczała teren od zachodu. Z relacji żołnierzy różnych oddziałów wynika, że wolny czas wykorzystali na odpoczynek.

     Według relacji Mieczysław Kubali „Rym” (żołnierz tej kompanii) usytuowanie poszczególnych plutonów było następujące: 1 i2 pluton zajęły pozycję na niewielkiej wydmie, po północnej stronie drogi (na zachód od gajówki), a 3 pluton rozlokował się prawdopodobnie na południe od gajówki. Całość przedstawia grafika zaczerpnięta z nr 21 gazetki Wykus z 2016 r.

     Tuż przed zmierzchem zarządzono przygotowywanie do odmarszu. W poszczególnych kompaniach zarządzono zbiórki, a na drodze formowano kolumnę z wozów taborowych. To właśnie wtedy na tyłach zgrupowania dał się słyszeć odgłos nadjeżdżających pojazdów. Ponieważ nigdy wcześniej Niemcy nie zapuszczali się nocą w głąb lasu, początkowo uznano je za część własnego taboru.
     Wkrótce jednak okazało się, że jest to niemiecka kolomna z ochroną oddziału piechoty. Źródła różnie podają jej liczebność. Pisze się o dwóch samochodac pancernych, ale także podaje się, że kolumna składała się z czołgu i czterech pojazdów pancernych. Co więcej cześć materiałów podaje, że kolumna ta brała udział w bitwie z oddziałami AK pod Szewcami co jest nieprawdą bowiem nadjechała ona od strony Snochowic czyli z przeciwnego kierunku.

     Maszyny rozpoznano dopiero, gdy zbliżyły się do stanowisk 1 i 2 plutonu. Wobec przewagi nieprzyjaciela dowódca 4 kompanii Paweł Stępień „Gryf” zarządził odwrót w kierunku południowym. W ogólnej atmosferze paniki którą potęgowały okrzyki: Czołgi! Uciekać! Czołgi! kolejne oddziały poddawały się zbiorowej psychozie. Tak opisał to Leon Stola „Dąb” dowódca 3 kompanii I batalionu: „…Kiedy kompania stała w dwuszeregu, a por. „Lubicz” przygotowywał swoje tabory do wyprowadzenia przed zmrokiem na prostą drogę, dał się słyszeć warkot motorów i krzyk od strony, gdzie znajdowało się dowództwo. To krzyczał por. „Lubicz”: „Piaty na stanowiska !” W naszym kierunku Niemcy otworzyli gwałtowny ogień. Okazało się, że nieprzyjacielskie czołgi wdarły się niepostrzeżenie, zarzucając nas ogniem z broni maszynowej, działek szybkostrzelnych i granatników. Huk ten zagłuszył moje rozkazy kierowane do kompanii. Usłyszawszy je, tylko jeden z plutonów zajął stanowiska przy drodze, frontem do nieprzyjaciela. W tym momencie jednak żołnierze z różnych formacji naszego pułku, wraz z dowództwem, przekroczyli w nieładzie nasze stanowiska i zaszyli się w gęsty las nieopodal.”

M.Gawlik "Lew"

     Nie wszystkie jednak oddziały poddały się atmosferze paniki. Dowódca 1 plutonu 4 kompanii Marian Gawlik „Lew” zdawał sobie sprawę, że jego kompania stanowi ubezpieczenie na kierunku z którego nadlechała wroga kolumna i jego obowiązkiem jest walka. Mimo, że większość żołnierzy kompanii wycofała się za dowódcą to „Lew” skupił wokół siebie dziesięciu żołnierzy ze swojego plutonu i podjął walkę. Udało się ustalić następujących: Mieczysław Kubala „Miętus”, Kazimierz Tworzewski „Ptak”, Zygmunt Grzybowski „Zyga”, Jan Strzelecki „Strzelec”, Stanisław Pedryc „Mścisław”, Bronisław Strzelec „Brodzisz” i prawdopodobnie Zygmunt Gałach „Czarny” i Zenon Zawadzki „Zapora”. Grupa ta zajęła stanowiska po dwóch stronach lesnej drogi i w chwili gdy niemiecka kolumna znalazła się w odpowiedniej odległości na rozkaz „Lwa” otwarto ogień.
     Ostrzelana kolumna zatrzymała się, a idący jako osłona pojazdów oddział niemieckiej piechoty rozstawili 2 lub 3 moździerze, również rozpoczynając ostrzał. Przedpole oświetlono flarami, co dodatkowo potęgowało grozę sytuacji w jakiej znaleźli się partyzanci. Wówczas „Lew” rozkazał „Rymowi” zajść z kilkoma żołnierzami nieprzyjaciela od strony zachodniej i zaatakować.
     Sygnałem do rozpoczęcia akcji miało być otwarcie ognia przez „Lwa”, pozostającego na południe od Niemców, w lesie wysokopiennym. „Rym” na czele 3-4 żołnierzy (m.in. Zygmunt Grzybowski z Samsonowa – kierowca Zagdańskiego Kraftfahrparku) udał się we wskazanym kierunku, docierając w pobliże drogi na odległość ok.30 m od niemieckiej pancerki. Znalazł się tam jednak sam, koledzy pozostali w tyle. Wkrótce znajdujący się bliżej nieprzyjaciela „Lew”
ostrzelał z pistoletu maszynowego MP-41 grupę Niemców przy moździerzach. Ogień otworzył także osamotniony „Rym” (na krótko wcześniej został on przezbrojony z karabinu w radziecką pepeszę), wystrzeliwując w kierunku wroga około połowy zawartości bębnowego magazynka. Z uwagi na znaczną odległość oraz ograniczone pole widzenia strzały te nie przyniosły jednak Niemcom strat.
     Z tych samych powodów nie zdecydował się on na użycie żadnego z dwóch posiadanych granatów trzonkowych.
Kierujący walką Marian Gawlik „Lew” wydał także rozkaz aby dwaj żołnierze: Stanisław Pedryc „Mścisław” i Bronisław Strzelec „Brodzisz” rozebrali drewniany mostek z żerdzi co zapewne opóźniło posuwanie się niemieckiej kolumny.
W trakcie walki jeden z żołnierzy 4 kompanii Zenon Zawadzki „Zapora” (dowódca 3 drużyny 1 plutonu) podkradł się od tułu do jednego z niemieckich pojazdów i rzucił do niego gamonem (zrzutowy granat kumulacyjny) eliminując go z walki. Relacje świadków podają, że niemiecka kolumna została ostrzelana jeszcze w jednym miejscu. W pierwszej fazie zamieszania w kierunku niemieckiej kolumny udał się Zygmunt Firley „Kajtek” z 2 plutonu 5 kompanii. Obrzucił on jeden z pojazdów granatem co nie przyniosło efektu. Traf chciał, że obok wycofywali się żołnierze z 4 kompanii: Marian Kondrak „Leśnik” i Kazimierz Sarnat „Sęp” stanowiący obsługę zrzutowego PIATA. Ostrzelali oni jeden z pojazdów strzałem z PIATA i gamonem, a następnie „Kajtek” ostrzelał z pistoletu uciekającą eskortę.
     Walkę podjęci także żołnierze kompanii ckm pod dowództwem Józefa Piotrowiaka „Cioś”, gdzie wyróżniła się amunicyjna Jadwiga Sienkiewicz „Osa” (wnuczka Henryka Sienkiewicza) oraz żołnierze łączności dowodzeni przez Józefa Kunderę „Orlik”.

     Mimo tych przypadków walki, która trwała 1-2 godziny, poszczególne oddziały w sposób mniej lub bardziej zorganizowany wycofywały się z terenu. To właśnie wtedy walczący ponieśli największe straty pochodzące od ostrzału granatnika. Śmierć poniósł wówczas pochodzący z Suchedniowa Kazimierz Tworzewski „Ptak”, ranny został Stanisław Pedryc „Mścisław” oraz ciężko ranny został Marian Gawlik „Lew” – wszyscy z 1 plutonu 4 kompanii. Zginął także Utzek Otto „Pela” (ranny jeszcze w lipcu powrócił do swojego rodowitego oddziału którym dowodził Zygmunt Firley „Kajtek”) jako ranny znajdował się na wozie sanitarnym zagarniętym przez Niemców. Zamordowano go w Oblęgorku.
     Pułk utracił także 6 spośród 30 wozów taborowych, ale co gorsze: „Porażka pod Fanisławicami, była groźnym ostrzeżeniem dla pułku. Zmęczony, głodny, bez wyraźnych perspektyw, uległ panice. „ Ta opinia Mariana Sołtysiaka dowódcy 1 kompanii I batalionu jest może zbyt ostra, a może ma odwrócić ostrze krytyki od samego dowódcy, który natychmiast po rozpoczęciu walki odszedł ze swoją kompanią nie przekazując o tym informacji (kompania była poszukiwana przez łączników) i dołączył do pułku dopiero następnego dnia…

     Po pewnym czasie do pułku dołączył także podporucznik Józef Piotrowiak „Cios” dowódca kompanii karabinów maszynowych. Łącznie z nim brakowało 23 żołnierzy, ale oni prowadzili walkę z Niemcami. Podobnie z opóźnieniem dołączyli do głównych sił żołnierze Mariana Gawlika „Lew” – którzy od początku prowadzili walki osłonowe.

     Zresztą to właśnie 4 kompania Pawła Stępnia „Gryf” poniosła największe straty osobowe. Jej stan na dzień 17 września wynosił 127 żołnierzy. Stan na dzień 19 września to 99 ludzi. Odliczając poległego „Ptaka”, ciężko rannego „Lwa” i pozostałych jego dziewięciu żołnierzy (dotarli do kompanii później) to co najmniej 17 żołnierzy zagubiło się podczas odwrotu. Niektórzy z nich nigdy nie dołączyli do oddziału.

     W ciągu nocy z 18 na 19 września pułk jako jedna kolumna (bez opisanych pododdziałów) prowadzony przez przewodników przekroczył koło stacji Rykoszyn linię kolejową Kielce – Częstochowa. Forsownym marszem pułk dotarł w okolice Bolmina gdzie już za dnia jako ostatni z oddziałów dywizji przekroczył Nidę na południe od wsi Podgórze i zboczami Wiłkomiji dotarł do Bizorendy.

Odpoczynek, zrzut i reorganizacja – 21-25 września 1944 r.

Dotarcie oddziałów do wyznaczonego rejonu było szansa na kilkudniowy odpoczynek i przyjęcie zrzutów lotniczych. Czas ten wykorzystano także do szkolenia żołnierzy.

21 września rano oddziały dotarły w wyznaczony rejon zajmując wyznaczone miejsca. Usytuowanie pułków w terenie było korzystne i łatwe do obrony bowiem dojścia do nich broniły także stawy, mokradła, bezdroża i trudne do przebycia piachy.

Dowództwo zajęło następujące kwatery:

-sztab i dowództwo Korpusu Kieleckiego AK – dwór Krasówek,

-sztab i dowództwo 2 DP AK – osada młyńska Podłazie

Poszczególne pułki rozlokowano następująco:

2 ppLeg. zajmował lasy na północny wschód od wsi Radków,

3 ppLeg. zajmował lasy koło wsi Zakrzów i Krzepin, 

4 ppLeg. zajmował las na północny wschód od wsi Radków z następującym usytuowaniem:

-I batalion, dowódca Michał Szrek „Zapała”, w widłach dróg Radków – Sulików i Radków – Zagórcze z ubezpieczeniami nad stawami w kierunku Radkowa i na skraju lasu na kierunku wsi Sulików,

II batalion, dowódca Władysław Czaja Władysław „Eustachy” biwakował w lesie, w pobliżu koty 252, z ubezpieczeniami na kierunku wsi Bałków i Zagórcze.

21/22 września zrzut lotniczy

W nocy z 21 na 22 września 1944 roku  trzy samoloty miały wykonać zrzut lotniczy na placówkę odbiorczą (bastion) o kryptonimie „Rozmaryn 213” zlokalizowaną koło wsi Czaryż. 

     Z trzech samiolotów doleciał tylko jeden na jego pokładzie znajdowała się LIX ekipa skoczków, która w ramach operacji lotniczej „Przemek 1” ( sezon operacyjny „Odwet”) miała zostać przerzucona do kraju.

     Do okupowanej Polski przerzucono sześciu cichociemnych. Byli to podporucznik Marian Leśkiewicz „Wygoda”, pułkownik Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk 2”, podporucznik Zenon Sikorski „Pożar”, porucznik Tadeusz Sokół „Bug 2”, major Aleksander Stpiczyński „Klara” oraz plutonowy Kazimierz Śliwa „Strażak”.

     Zrzut skoczków oraz broni przyjął oddział I batalionu 3 Pułku Piechoty Legionów AK, dowodzony przez kpt. Jerzego Niemcewicza „Kłos”.

     Zrzut odbył się w godzinach 00.12 – 00.25. W czterech nalotach na placówkę zrzucono skoczków oraz dwanaście zasobników i dwie paczki. Skoczkowie przerzucili także 303 tys. dolarów w banknotach, 3,6 tys. dolarów w złocie oraz 3 miliony złotych na potrzeby AK.

Wróć