
Bitwa o Grodzisko - 2 września 1944 r.
Ostentacyjne odejście oddziałów Korpusu Kieleckiego spod Kielc, a następnie ich ulokowanie w bezpiecznym lesistym terenie dawało szansę na odpoczynek i reorganizację. Niestety Niemcy nie wiedząc o zmianie pobytu oddziałów AK postanowili rozpoznać okolice Radoszyc.
Pierwsze starcie
Nic nie wiedząc o obecności w okolicy Radoszyc poważnych sił AK Niemcy postanowili rozpoznać teren. Chodziło o wyznaczenie przyszłych stanowisk dla artylerii (zapewne w związku z działaniami frontowymi), a przy okazji siły bezpieczeństwa chciały rozpoznać teren w związku z ewentualną pacyfikacją.
Ekspedycją dowodził ppłk. von Vultejus. Formalnie dowodził on Erkundstab V, będącego formacją zwiadu armii. Jego zadaniem było rozpoznanie przedpola w okolicy Łopuszno – Radoszyce. Do sił von Vultejusa dołączyły siły policji bezpieczeństwa (Sipo) z Włoszczowy i Końskich. Do tego należy doliczyć asystę Wehrmachtu i żandarmerii. Łącznie ekspedycja liczyła 48 ludzi.

Dwa osobowe samochody niemieckiej ekspedycji (ubezpieczenie przednie) dotarły do Radoszyc około południa nadjeżdżając od strony Grodziska. Samochody zatrzymały się przy rynku u wylotu ulicy Krakowskiej, przed restauracją pani Zielińskiej.
W tym czasie w miasteczku przebywały dwa patrole aprowizacyjne. Jeden wywodzący się z 3 ppLeg. zaopatrzony w dwa wozy pobierał chleb z miejscowej piekarni (po przeciwnej stronie rynku niż restauracja).
Drugi, wywodzący się z NSZ, kupował medykamenty (część materiałów podaje odwrotny cel wizyty, ale wydaje się, że podawany przez nas cel jest poprawny). W skład patrolu NSZ wchodził kpt. Tadeusz Rzepecki „Stefan Białynia” – kwatermistrz 202 pp NSZ, którego eskortowała drużyna dowodzona przez sierż. Aleksandra Wilczyńskiego „Wilk”.
To on właśnie pierwszy starł się z wjeżdżającymi na dwóch samochodach Niemcami zadając im straty. Do walki włączył się także pierwszy patrol i wspólnie rozbito intruzów. Poległo: dwóch oficerów, dwóch podoficerów i jeden szeregowiec. Drugi samochód wyrwał się jednak z ostrzału i umknął w kierunku Grodziska.
Po pewnym czasie Niemcy sprowadzeni przez obsadę tego auta nadjechali od strony Włoszczowej na dwóch samochodach ciężarowych. Rozproszyły one w Grodzisku patrol furażowy pod dowództwem wachmistrza Edwarda Goetzendorf-Grabowskiego „Zbiświcz” ze zwiadu konnego II. batalionu 2 ppLeg. W wyniku starcia konni wycofali się w kierunku zachodnim do wsi Wisy. Siły niemieckie podzieliły się na dwie części jedna rozpoczęła palić zabudowania w Grodzisku, a druga w samych Radoszycach.
Partyzanckie rozpoznanie
Informacje o sytuacji w Radoszycach docierając do oddziałów AK spowodowały natychmiastową reakcję. Sytuację ułatwiał fakt, że dowódcy pułków oraz wybrani oficerowie przebywali na odprawie u dowódcy 2 Dywizji Piechoty AK. Wydając polecenia byli zorientowani co do działań innych pułków.
Dowódca 2 pp Leg. płk Antoni Wiktorowski "Kruk" po otrzymaniu wiadomości o zaistniałej sytuacji natychmiast rozkazał stojącemu najbliżej II batalionowi przeprowadzenie rozpoznania oraz wsparcia patroli AK o ile jeszcze toczą walkę. Jednocześnie resztę pułku postawiono w stan gotowości, a wozy z chorymi i rannymi oraz tabory przygotowano do ewakuacji. Na dalekie rozpoznanie wysłano również patrole ze zwiadu konnego.

Dowódca II batalionu Tadeusz Pytlakowski "Tarnina" rozkazał 4 kompanii "Jędrusie" rozpoznanie w kierunku Grodziska, natomiast 5 kompanii w kierunku Radoszyc. Patrole 5 kompanii po dotarciu na miejsce zobaczyły tylko płonące zabudowania pozostały więc na pozycjach oczekując następnych rozkazów, co było zgodne z założeniami bowiem dowódca pułku wiedział o działaniach innych swoich oddziałów.
Dowódca 4 kompanii po dotarciu w okolice Grodziska wysłał patrol pod dowództwem Zbigniewa Kabata "Bobo" w skład którego wchodziła drużyna strzelecka, drużyna ckm-ów, a także sekcja "Piat" na rozpoznanie drogi od strony Włoszczowy. Pod przysiółkiem Cieśniów oddział ten natrafił na kompanie z 3 pułku.
Równolegle z informacjami jakie dotarły do dowództwa dywizji także do 3 pułku dotarł łącznik z Placówki Radoszyce. Dowódca pułku był na naradzie. Dowodzący II batalionem Antoni Heda „Szary” rozpoczął przygotowania do ataku na Radoszyce. O wszystkim jednak powiadomił przez swojego adiutanta (Marian Świderski „Marian”) dowódcę pułku majora Stanisława Poredę „Świętek” który zatwierdził zamiar odpowiadając: „Rozpoznać nieprzyjaciela i niszczyć według powziętej decyzji, przedstawionej ustnie przez „Mariana””.
„Szary” wyznaczył swoim oddziałom następujące zadnia:
-1 kompania Henryka Wojciechowskiego „Sęk” miała zablokować drogę Radoszyce - Końskie zajmując stanowiska w oparciu o skraj lasu. Zadaniem kompanii było ubezpieczenie akcji od strony Końskich i jednocześnie zniszczenie wypieranych z Radoszyc jednostek niemieckich.
-2 kompania Ludwika Wiechuły „Jeleń” („Szary” podaje, że dodatkowo przydzielono jej pluton z 3 kompanii, ale nie znajduje to potwierdzenia w innych materiałach tym bardziej, że 3 kompania wsparcia nie była podzielona na plutony była bowiem w tym czasie nieliczna) miała opanować szosę Radoszyce – Włoszczowa na wysokości Jakimowic. Zadaniem kompanii było zabezpieczenie akcji od strony Włoszczowy oraz natarcie na Radoszyce i wyparcie Niemców na stanowiska kompanii „Sęka”.
-kompania wsparcia (dowódca Władysław Lasota „Rawicz”) miała ubezpieczać miejsce postoju batalionu.
Na Grodzisko

Kompania por. „Jelenia" zamierzała przeciąć drogę z Radoszyc do Włoszczowy na wysokości Jakimowic, aby następnie przez wieś Grodzisko zaatakować Radoszyce. Po osiągnięciu wsi Momocicha dowódca natarł plutonem Stefana Stawińskiego „Lis”, w kierunku wzgórza 249,9, aby uchwycić szosę na północ od Jakimowic. Pluton ten napotkał w Cieśniowie wspominany już patrol „Boba” i wraz z nim wykonał atak. Nacisk sił polskich wypłoszył z południowej części Grodziska część sił niemieckich, które wykorzystując parkujące tam samochody uciekły w kierunku Włoszczowej. Udało się to zanim droga została zajęta przez żołnierzy AK. W tym czasie reszta kompanii pod dowództwem „Szarego” opanowała bez walki Grodzisko i nie napotykając nieprzyjaciela zaczęła pomagać mieszkańcom w gaszeniu pożarów.
Po zakończeniu akcji „Szary” zamierzał sprawdzić sytuację w Radoszycach i dopiero wtedy powrócić do obozowiska. W tym czasie do Grodziska dotarł patrol konny pod dowództwem „Zbyświcza” (rozproszony w pierwszej fazie walki) który przyprowadził oddział NSZ, być może była to biorąca udział w pierwszym starciu na Rynku drużyna "Wilka").
Oddziały przygotowane już do marszu na skraju Grodziska (od strony Radoszyc) zostały ostrzelane przez nierozpoznany oddział niemiecki. Okazało się, że w Radoszycach pozostała część niemieckiej ekspedycji, która teraz wycofywała się właśnie do Grodziska gdzie pierwotnie stały auta którymi przyjechała. Niemcy początkowo usadowili się po obu stronach drogi w oparciu o mostek nad rzeczką, ale szybkie posunięcia partyzanckich plutonów zmusiły ich do wycofania. Po lewej stronie drogi nacierał I pluton Stefan Stawiński „Lis”, po prawej stronie II pluton Mieczysława Zasady „Wrzos” („Szary” podaje, że plutonem dowodził „Samson”, ale to mało prawdopodobne bowiem Józef Szczepanik „Samson” był w tym czasie szefem kompanii). Także po prawej stronie drogi nacierał III pluton którym dowodził Wacław Borowiec „Niegolewski”.
Tyły walczących zabezpieczała drużyna „Bobo”, patrol „Zbyświcza” oraz przybyły z nim oddział NSZ.

Niemcy widząc przeważające siły partyzantów które w sprawny sposób okrążają ich stanowiska wycofali się na wzgórze 241 na którym znajdowała się przydrożna figurka. Mając dogodne stanowisko utrudniali partyzantom poruszanie się i zapewne kontynuowali by wycofywanie (wzgórze dawało im zasłonę) gdyby do miejsca walki nie dotarł jeden z plutonów z 1 kompanii „Sęka”. Kompania oczekiwała z drugiej strony Radoszyc na wyparcie Niemców, ale nie mogąc się ich doczekać, a jednocześnie słysząc odgłosy walki, dowódca wysłał na rozpoznanie jeden z plutonów. „Szary” podaje, że dowodził nim podchorąży „Kruk”, ale problem w tym, że w tym czasie nikt o takim stopniu i pseudonimie nie dowodził w kompanii plutonem. Niezależnie od kwestii dowodzenia pluton ten zamknął pierścień okrążenia uniemożliwiając Niemcom wycofanie.
Nieprzyjaciel został otoczony na wzgórzu, ale prowadził twardą obronę. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę żołnierzy AK gdy Niemcom zaczęło brakować amunicji, a partyzanci zaczęli obrzucać ich stanowiska granatami. Ostatecznie pozycje okupanta zostały zdobyte w szturmie z użyciem bagnetów.
Polegli, ranni i jeńcy
Zwycięstwo zostało okupione śmiercią dwóch żołnierzy: strzelec Kazimierz Proskurnicki „Korwin” (lat 21) i strzelec Edmund Rożnowski „Zenek” (lat 17). Ranny był jeden żołnierz.
Podczas walki na wzgórzu poległo 22 nieprzyjaciół, a dwóch dostało się do niewoli. Polegli okupanci wywodzili się głównie z formacji wschodnich („ostlegionerzy, ale było wśród nich także kilku żandarmów. Spośród tych ostatnich zidentyfikowani zostali: SS-sturmfuhrer Kopitzke – szef Sipo z placówki Włoszczowa, SS-scharfuhrer Isert z placówki Sipo we Włoszczowej oraz zastępca szefa Gestapo na powiat Końskie.
Do niewoli zostali wzięci jeden gestapowiec i jeden żandarm, ale zanim oddziały opuściły miejsce walki jeden z partyzantów, pomimo straży, dopadł do jeńców i zabił ich bagnetem. Jak sam tłumaczył zrobił to w napadzie szału na wspomnienie swojej zamordowanej rodziny. Tak więc Niemcy tego dnia stracili łącznie: 5 żołnierzy poległych w Radoszycach, 22 zabitych na wzgórzu i dwóch zabitych jeńców. Łącznie 29.
Po zakończeniu walki zebrano z pola walki: 2 –lkm-y, 2-rkm-y, 5 pistoletów maszynowych oraz kilkanaście karabinów i pistoletów. Oddziały pozostały w Grodzisku do godziny 23 zabezpieczając teren po czym przez Radoszyce odeszły do swoich kwater. „Szary” do Węgrzynowa, a oddział „Boba” do Mularzowa bądź Kapałowa gdzie kwatery zajmował II batalion 2 pp Leg. AK.
Bitwa o Radoszyce - 3 września 1944 r.
Spodziewając się odwetu ze strony rozwcieczonych Niemców pod postacią następnych mordów na cywilach dowódca 2 Dyzwizji Piechoty wydał rozkaz aby 2 ppLeg. chronił mieszakńców Radoszyc.
Przygotowania do ostatecznej rozprawy

Odpowiednie działania podjęto jeszcze w nocy z 2 na 3 września.
-5 kompania została wysłana w rejon Pysznej Górki i wzgórza 247. Pierwszy pluton tej kompanii zajął stanowiska w okolicy cmentarza.
-6 kompania obsadziła natomiast Kamienną Górę.
-na czatach od strony południowo-zachodniej stały oddziały z 4. kompani "Jędrusi" i I batalionu "Nurta".
Cały czas teren patrolował także zwiad konny. Po spokojnej nocy przyniósł on informacje o wzmożonym ruchu Niemców na drogach. Około godziny 9:30 nieprzyjaciel pojawił się w okolicy wsi Szostaki. Jeden z ich patroli został zlikwidowany przez polskie czaty w okolicy wsi Szostaki. Poległo tam 3 kałmuków.
2 pułk został postawiony w stan gotowości. Niedługo potem rozpoznano silne zgrupowanie samochodów w Jakimowicach i na skraju Grodziska, a także batalion piechoty i około 100 konnych "ostlegionistów" w drodze do Radoszyc. Siły niemieckie stanowiły mieszaninę różnych formacji wojskowych i policyjnych. Ubezpieczając swoje flanki kawalerią piechota rozwinięta w tyralierę dotarła około godziny 11 do miasteczka po czym je okrążyła i rozpoczęła pacyfikację.
Kamienna Góra została wybrana przez dowódcę 2 pułku na miejsce dowodzenia całą operacją. Ppłk. "Kruk" miał stąd dobry wgląd na cały teren, a w najbliższej okolicy stacjonowały oddziały z dwóch batalionów jego pułku.
Plan operacji AK

Po otrzymaniu wiadomości o zaistniałej sytuacji ppłk. "Kruk", dowódca 2 pułku, wydał rozkazy, które miały doprowadzić do odbicia miasteczka i uratowania ludności cywilnej:
II batalion 2 ppLeg. ma odbić miasteczko z rąk wroga,
I batalion 2 ppLeg. ma zająć Kamienna Górkę i oczyścić rejon Szostaki - Wilczkowice z Niemieckich patroli i zająć postawę wyjściową na kierunku Jakimowice i Grodziska.
III batalion 2 ppLeg. ma zająć się ochroną kwater i lazaretu.
3 ppLeg. uszczuplony o siły które odeszły do przyjęcia zrzutu ma ubezpieczać kierunki z Końskich i Kielc. Zadanie wykonano w następujący sposób:
-szosa Radoszyce – Kielce przez Królewiec i Radoszyce – Końskie przez Sielpię zostały zablokowane oddziałami z batalionu Antoniego Hedy „Szary”
-Szosa Radoszyce – Końskie przez Jacentów została zablokowana przez jedną z kompanii z batalionu „Kłosa”, która urządziła zasadzkę w rejonie wsi Kazanów.
Plan przyjęty przez dowódcę 2 pułku zakładał wyrzucenie okupanta z miasteczka w kierunku południowym, a tam jego zniszczenie przez I batalion „Nutra”.
Działania batalionu „Tarniny”

II batalion „Tarniny” (Tadeusz Pytlakowski) natarł na Radoszyce z podstaw wyjściowych w rejonie Pakuły i Kamienna Góra.
-5.kompania por. "Zawiszy" uderzyła wprost po osi drogi Kapałów – Radoszyce z zamiarem opanowania północnej części miejscowości, opanowania wylotu dróg na Końskie, a docelowo zajęcie Góry Cudów (kota 249). Ostatecznie kompania miała spychać wroga na Grodzisko.
-4. kompania "Jędrusiów" nacierała na południową część Radoszyc poruszając się po osi drogi przez Radoskę,
-6 kompania ppor. "Roga" zaatakowały wzdłuż rzeki w kierunku wzgórza 241.
Nieporozumienie
Podczas przygotowania do walki doszło jednak do nieporozumienia (zapewne z racji prędkości rozkazów i braku ich precyzji): oddziały AK zostały ograniczone ponieważ wystawiono podwójne ubezpieczenia. Problem ten jest na tyle poważny, że opisujemy go w osobnej części.
Dowodzący atakiem kapitan „Tarnina” otrzymał rozkaz od dowódcy pułku zawierający stwierdzenie, że będzie miał na prawym skrzydle batalion z 3 ppLeg. „Tarnina” zrozumiał, że będzie on również nacierał na Radoszyce.
Kiedy wysłany patrol nie znalazł oddziału - w rzeczywistości pułk ten osłaniał walczących i to w znacznej odległości od Radoszyc - „Tarnina” wyznaczył swoje siły do zabezpieczenia tyłów.
-dwie drużyny z 1 plutonu 4. kompanii „Jędrusie” i jedną drużynę z III plutonu 5. kompanii (całość pod dowództwem ppor. Stanisława Wiącka „Inspektor”) jako ubezpieczanie ataku czatujące na rozwidleniu dróg przy wschodnim skraju Radoszyc.
-reszta III plutonu 5. kompanii miała ubezpieczać flankę ataku tej kompanii i założyć placówkę na drodze do Końskich przez Jacentów w rejonie wzgórza 236,1 i nadleśnictwa,
-jedna drużyna z II plutonu 4. kompanii „Jędrusie” do osłony jego punktu dowodzenia "Tarniny", który znajdował się na wzniesieniu pomiędzy kościołem a wsią Radoska.
5. kompania „Zawiszy” walczy w dymie
5. kompania którą dowodził por. Kazimierz Olchowik „Zawisza” uderzyła wprost po osi drogi z Kapałowa do Radoszyc z zamiarem opanowania północnej części miejscowości.
Kompania nacierała w następującym ugrupowaniu:
-I pluton dowodzony przez ppor. Edwarda Sternika „Grzegorza” ma nacierać na lewo od drogi z Końskich z kierunkiem na Kościół,
-II pluton dowodzony przez por. Juliana Januszewskiego „Longin” zajmuje centralną pozycję i ma atakować po osi drogi z Końskich w kierunku na Rynek,
-III pluton dowodzony przez st. sierż. Jana Soleckiego „Jeleń” zgodnie z rozkazem ma nie brać bezpośredniego udziału w walce, ale siłami dwóch drużyn ma wystawić ubezpieczenie na kierunku Jacentowa.
Plutony bez problemu dotarły na wysokość cmentarza. Pozostawiono tu działko przeciwpancerne. Jego dowódcą i celowniczym był w tym czasie kpr. Edmund Szaban „Szatan” (na zdjęciu od lewej podchor. Grzegorz Lipiński „Gryf” i kpr. Edmund Szaban „Szatan”).
Po minięciu cmentarza plutony nacierały samodzielnie na swoich kierunkach. Gdy dotarły do pierwszych zabudowań ich poruszanie się zostało utrudnione przez silne zadymienie z płonących budynków.
Zamieszanie w 5. kompanii
Po dotarciu do pierwszych domostw żołnierze napotkali na niespodziewany problem. Gęsty dym z płonących domów utrudniał im wejście do miasteczka, a jednocześnie wprowadzał zamieszanie w oddziałach. Dotyczyło to głównie żołnierzy II plutonu „Longina”, który atakuje po osi drogi z Końskich.
Cześć żołnierzy z ppor. "Longinem" próbowała obejść przeszkodę od południa. Jednak część przeszła na północ od drogi i w efekcie dołączyła do III plutonu „Jelenia”, który miał wyjść na ubezpieczenie drogi z Jacentowa. Na drodze tej właśnie grupy żołnierzy AK stanął nieprzyjaciel. Doszło tam do starcia z 20 konnymi kałmukami. Po wstępnym ostrzale okupanci schowali się w budynku. Kiedy ten zajął się płomieniami uciekający z niego Kałmucy zostali wybici.
Nacierający dalej żołnierze „Jelenia”" zajęli północną cześć Radoszyc z rejonem nadleśnictwa włącznie. W kolejnym czasie grupa ta wystawiła ubezpieczenie w kierunku Jacentowa i kontynuowała natarcie na Górę Cudów i zachodni skraj Radoszyc.
W tym czasie I pluton dowodzony przez ppor. Edwarda Sternika „Grzegorza” wraz z częścią żołnierzy II plutonu „Longina” dotarł w okolice kościoła. Silnym ogniem nieprzyjaciela natarcie zostało powstrzymane. Dopiero wsparcie ogniowe batalionowego plutonu ckm (skierowany na wyraźne polecenie kapitana "Tarniny") stłumiło niemiecki opór i pozwoliło wznowić atak.
Ostatecznie połączone siły I i II plutonów 5. kompanii wyparły Niemców z okolic rynku w kierunku Grodziska.
4. kompania „Jędrusie”
Kompania uszczuplona o dwie drużyny z I plutonu (przeznaczone do ubezpieczenia o czym już pisaliśmy) nacierała na południową część Radoszyc.
Oddział dowodzony przez por. Romana Niewójta „Burza” bez przeszkód przemieszczał się wzdłuż wioski Radoska. Gdy dotarł do końca zabudowań opanował też fałdę trenową na zachód od wioski. Dopiero teraz kompania dostała się pod silny ogień broni maszynowej nieprzyjaciela. Spowolniło to posuwanie się kompanii.
Ponadto por. "Burza" widząc początkowy odwrót kompani "Zawiszy" (związany z mocnym ogniem przyduszonym dopiero przez batalionowy pluton ckm) postanowił przejść do defensywy. Dopiero po wyjaśnieniu sytuacji rozkazał wznowienie ataku w kierunku wylotu z Radoszyc drogi ku Momocichej.
Żołnierze idąc za przykładem kaprala Kazimierza Zarzyckiego "Czarnego" zdobyli zagrody leżące przy drodze i wyszli na rozwidlenie drogi z szosa Radoszyce – Grodzisko. Manewr ten zmusił Niemców zajmujących stanowiska na wzniesieniu koło wiatraka do szybkiego opuszczenia stanowisk. Ułatwiło to posuwanie się 6. kompanii, która znajdując się na lewym skrzydle zaległa pod huraganowym ogniem tej grupy niemieckiego wojska.
6. kompania „Roga” atakuje wiatrak
6. kompania dowodzona przez ppor. Romana Rożyńskiego "Roga" (na zdjęciu) powstała dosłownie kilka dni wcześniej z prowadzonej mobilizacji oraz z nadwyżek 4. i 5. kompanii.
Żołnierze ugrupowani byli w dwa plutony liczące po około 30 żołnierzy każdy. Według relacji dowódcy jej stan nie przekraczał wtedy 50 żołnierzy. Uzbrojenie nie było zadowalające bowiem każdy z plutonów miał tylko po jednym rkm.
Plutonami dowodzili:
I pluton – dowódca ppor. Jan Stec „Zygmunt”
II pluton – plut. Czesław Gawroński „Wujek”.
Przed rozpoczęciem działań kompania stacjonowała na Kamiennej Górze i z tego miejsca rozpoczęła przemieszczanie. Zbiegając z góry z rozpędu żołnierze pokonali podmokłe łąki i mały strumyk. Wieś Radoska pozostawiono po prawej stronie. Celem kompanii było wzgórze 241, ale okazało się, że na drodze kompanii „Roga” jest nieprzyjaciel zajmujący pozycje wokół wiatraka.
Kompania atakowała w trudnych warunkach – otwartym terenem. Gdy żołnierze przeszli szczyt wzniesienia odgradzającego ich od wroga zostali przyduszeni zmasowanym ogniem z okolic wiatraka. Trudno było odpowiedzieć na ten ogień bowiem zacięły się oba rkm-y 6. kompanii.
Część opracowań podaje, że kompania nie otrzymała obiecanego wsparcia plutonu ckm, który jakoby został w osłonie dowództwa. Twierdzenia takie są nieprawdziwe. Jak już pisaliśmy pluton ckm udzielał w tym czasie wsparcia 5. kompanii atakującej centrum Radoszyc.
Żołnierze zostali ostatecznie poderwani przez ppor. Romana Rożyńskiego "Roga" i batalionowego kapelana NN "Jacka". Nie bez znaczenia jest fakt, że w tym samym czasie znajdująca się na prawo kompania „Jędrusie” przełamała niemiecki opór i zaczęła odcinać drogę odwrotu Niemcom walczącym w okolicach wiatraka, co przyspieszyło ich decyzje o odwrocie.
Pod osłoną ognia plutonu „Zygmunta”, żołnierze plutonu „Wujka” opanowali okolice wiatraka. Teraz „Róg” nakazał atak w kierunku wzgórza 241. Żołnierze musieli jednak przejść drogę z Radoszyc do Momocichej, a ta była pod silnym ostrzałem Niemców. Sytuacja kompanii „Roga” nie była zadowalająca. Niemcy po wycofaniu się z dotychczasowych stanowisk zajęli kolejne (wzgórze 241) skąd mieli dobry widok, a ich ogień był coraz celniejszy. Wzrosły też niemieckie siły bowiem docierali tu napastnicy wypierani z miasteczka.

Przykład poświęcenia dał dowódca kompani, który pierwszy przeskoczył drogę. Za nim drogę przeskakiwali kolejni żołnierze.Ciężko ranny w pierś padł „Róg”. Dowodzenie przejął chor. Jan Siwiec „Dębowski” (szef kompanii), który natychmiast kazał wynieść z linii walki rannego dowódcę i innych. W tym czasie ranni zostali także: pchor. Jan Kalbarczyk „Lis” (ciężko) oraz czterech żołnierzy lekko: kpr. Eugeniusz Jesionek „Mruk”, pchor. Czesław Bieniek „Czereśnia”, kpr. Henryk Kuksz „Selim” i kpr. Stanisław Osuch „Skowronek”. Wszystkich przeniesiono do domu młynarza.
Po wyniesieniu rannych „Dębowski” poderwał żołnierzy do kolejnego ataku. O jego szybkości niech świadczy fakt, że zdobyto niemiecki karabin maszynowi i wzięto do niewoli 4 Niemców w mundurach Schupo (niektóre relacje podają, że było ich trzech).
Pozostali Niemcy wycofali się do drogi Radoszyce – Grodzisko. Udało się jednak zająć ostatnie od strony Grodziska zabudowania Radoszyc, gdzie nawiązano kontakt z sąsiednią 3. kompanią „Jędrusie”.
Niemiecki kontratak. „Habdank” wkracza do walki
Kompanie, które znajdowały się w Radoszycach przegrupowały się po czym zdobyły ostatnie bronione Niemców zabudowania w zachodniej części miasteczka. Różne relacje mówią, że było tam od kilku do około 60 Niemców. Z racji coraz większych braków w amunicji postanowiono zająć pozycje obronne i czekać na zaopatrzenie z taborów. Można przyjąć, że około godz. 15.30 Radoszyce były wolne od wroga.
Nieprzyjaciel w tym czasie uporządkował swoje siły w okolicach Grodziska po czym Niemcy rozpoczęli natarcie na polskie pozycje z pomocą samochodu pancernego. Wkrótce sytuacja zmieniła się na korzyść oddziałów AK, a to za sprawą pojawienia się nowych oddziałów. Sytuację musimy przedstawić jednak od początku.
Zgodnie z pierwotnym planem operacji AK atak 6. kompanii miał być wspierany przez pluton ckm. Ostatecznie został on zatrzymany najpierw przy dowódcy batalionu, a następnie wykorzystany jako wsparcie w walce o kościół prowadzonej przez 5. kompanię „Zawiszy” (nieprawdziwe są zarzuty o pozostawieniu plutonu przy dowódcy batalionu).
Aby uzupełnić wsparcie dla 6. Kompanii „Roga” dowódca batalionu podjął decyzję o wzmocnieniu tego odcinka walki siłami 4. kompanii. Uwaga: tu w wielu publikacjach dochodzi do nieporozumienia. Niektórzy autorzy podają, że chodzi o pluton z 4. kompanii „Jędrusie” co jest nieprawdą. Opisany za chwilę manewr wykonała 4. kompania Jerzego Stefanowskiego „Habdank” ze składu I batalionu „Nurta”. Skąd zamieszanie? To ewenement w skali pułku, ale istniały dwie 4-te kompanie. Jedna („Habdanka”) w składzie batalionu „Nurta” - jej numeracja wynikała z dotychczasowej działalności zgrupowania i druga („Jędrusie”) w składzie II batalionu „Tarniny”.

Kompania por. „Habdanka” została wydzielona z batalionu „Nurta” w czasie gdy ten dotarł do wsi Pakuły. Zgodnie za rozkazem „Habdank” skierował swoją kompanię na drogę Momocicha – Radoszyce, gdzie miał obsadzić mostek na rzece. Okazało się, że sam most jest zniszczony, a zabagnione brzegi nie pozwolą na pokonanie tej przeszkody przez niemieckie wojsko. Mimo wszystko „Habdank” pozostawił na miejscu ubezpieczenie, a z resztą kompanii postanowił dojść do drugiego z mostków na drodze Radoszyce – Grodzisko.
Udało mu się jedynie dotrzeć do przysiółka Dąbki Grodziskie. Dalszy marsz uniemożliwiały bagna i zalewiska po wykopach torfu. Widząc ruch nieprzyjaciela na wspomnianej drodze (były to niemieckie przygotowania do kontrataku na Radoszyce) „Habdank” nakazał rozstawienie stanowiska ckm, ogniem którego obłożył Niemców na drodze.
To właśnie ogień kompanii „Habdanka” zaskoczył Niemców. Uświadomił im, że na tyłach mają polskie siły. Okupanci uznali się za pokonanych, a dowodzący nimi płk. Klaus ponaglał do odwrotu, aby uniknąć dalszych strat.
Manewr batalionu „Nurta”
Zgodnie z planem I batalion Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurt” miał wykonać głębokie obejście do wsi Cieśniów Grodzki i tam rozbić wycofujących się Niemców.
Batalion koncentrował się w rejonie Kamiennej Góry i wsi Pakuły, ale jego wyjście zostało opóźnione. Najpierw wydzielono kompanię „Habdanka”, której działania zostały przed chwilą opisane.
Później w okolicy pojawiło niemieckie rozpoznanie składające się z kawalerii „ostlegionów”. Oddział ten został rozbity ogniem karabinów maszynowych batalionu „Nurta” oraz działań zwiadu konnego pułku. Kolaboranci stracili kilku zabitych i wycofali się. W potyczkach tych rannych zostało dwóch żołnierzy batalionu: strzelec Zbigniew Rolski „Boruta” i żołnierz o nazwisku Cybulski.
Dopiero po wycofaniu się napastników i po otrzymaniu meldunku o wycofywaniu się Niemców z Radoszyc dowódca 2 pułku wydał rozkaz do działań oddziałom „Nurta”. Niestety stracono niezbędny czas do zajęcia przewidzianych stanowisk.
„Nurt” do wykonania zadania wyznaczył 1. kompanię por. Władysława Czerwonki „Jurek” i 2. kompanię por. Mariana świderskiego „Dzik”. Kompanie te rozwinęły się do natarcia i biegiem starały się przejść w wyznaczony teren. W rejonie Cieśniowa Grodzkiego żołnierze AK spostrzegli , że niemiecka kolumna samochodów dojeżdża już do wsi Jakimowice.
Ostrzał z kompani "Dzika" i "Jurka", prowadzony z odległości połowy kilometra, nie skłonił Niemców do przyjęcia obrony, ale niewątpliwie przyspieszył ich odwrót.
Po osiągnięciu szosy batalion „Nurta” marszem ubezpieczonym przez Grodzisko dotarł do Radoszyc, a następnie wraz z batalionem „Tarniny” powrócił na miejsce postoju 2 ppLeg.
Śladem niemieckich oddziałów udały się konne patrole zwiadu pułku. Kawalerzyści dozorowali także inne kierunki.
Siły niemieckie - podsumowanie

Relacje szacują liczbę okupantów, biorących udział w walce: od 550 do 800 ludzi, z czego to ta pierwsza liczba jest o wiele bardziej prawdopodobna. Siły te zostały dowiezione na ok. 23 samochodach ciężarowych, osobowych samochodach dowództwa i dwóch samochodach pancernych (wraz z jednym działem 76 mm). Do tego należy doliczyć ok. 100 konnych „ostlegionów”.
Łącznie więc ekspedycja dowodzona przez płk. Klausa liczyła 550 żołnierzy i 15 oficerów – co potwierdza niemiecki raport. Oddziały te dojechały z kwater w Krasocinie (batalion z pułku bezpieczeństwa „Ostland I”), w Łopusznie (szwadron policji konnej mjr. Dolla) oraz z Włoszczowy ( Wehrmacht, żandarmeria i Sipo). Straty niemieckie są trudne do zweryfikowania bowiem każda z formacji podawała jedynie straty własne.
Według pierwszych ustaleń dowództwa AK na sumaryczne straty niemieckie wynosiły 35 zabitych i bliżej nieustaloną liczbę rannych (w tym dwóch oficerów co potwierdza niemiecki raport). Na placu walki znaleziono poza zabudowaniami 27 zabitych okupantów, ale dalsze poszukiwania zostały przerwane na skutek gwałtownej ulewy. Następnego dnia mieszkańcy Radoszyc kontynuowali poszukiwania i odnaleziono kolejne 34 ciała.
Tak więc łącznie poległo co najmniej 61 napastników.
Do tego należy doliczyć wziętych do niewoli 4 jeńców z Schupo (niektóre relacje podają, że było ich trzech). Zapewne jeszcze tego samego dnia byli oni sądzeni przez polski sąd polowy i rozstrzelani za mordy na ludności cywilnej oraz spalenie Radoszyc.
Straty oddziałów AK

Siły polskie biorące bezpośredni udział w działaniach w okolic Radoszyc, które nominalnie liczyły 2 bataliony w praktyce były mocno uszczuplone. Spowodowane to było chorobami oraz licznymi ubezpieczeniami które nie wzięły udziału w walce. Ostatecznie zarówno I i II batalion wprowadził do bezpośredniej walki około 400 żołnierzy.
Strona polska poniosła stosunkowo lekkie straty liczące sześciu rannych z czego dwóch ciężko. Nie jest prawdą informacja o stratach śmiertelnych poniesionych tego dnia.
Poniżej lista rannych:
ppor. Roman Rożyński "Róg" (ciężko)
pchor. Jan Kalbarczyk „Lis” (ciężko)
pchor. Czesław Bieniek „Czereśnia”,
kpr. Henryk Kuksz „Selim”,
kpr. Eugeniusz Jesionek „Mruk”,
kpr. Stanisław Osuch „Skowronek”,
strzelec Zbigniew Rolski „Boruta”
żołnierz o nazwisku Cybulski.
Podsumowując bój pod Radoszycami można uznać za wygrany. Można było jednak osiągnąć o wiele więcej i rozbić całkowicie Niemców gdyby nie zwłoka z wydaniem rozkazu ze strony ppłk. "Kruka". Zawiodło również samo przekazywanie poleceń i ich niejasność które wprowadzały nieporozumienia podczas ich wykonywania.
Straty ludności cywilnej

Oto lista osób zamorgowanych w Radoszycach 3 września 1944 roku przez Niemców i oddziały z nimi kolaborujące:
Binkowski Ludwik – ur. 1921
Binkowski Stefan
Ciesielski Jan - 1916
Janus Józef
Kołodziejczyk Andrzej - 1900
Lewandowski Maks
Lipnicki Jan - 1920
Ogonowski Antoni - 1874
Popiel Bolesław
Przyjemski Stanisław - 1920
Przyjemski Wincenty - 1888
Skibiński Antoni
Spasiński Wacław - 1922
Trojanowski Tadeusz - 1919
Wydra Stanisław
Zawrzykraj Ludwik
Zielińska Marianna
Ks. Karol Grzelak w swojej relacji wymienił jeszcze dwa nazwiska: Cel – leśnik oraz Laskowski Jan – kościelny.
Obóz warowny: 4-13 września 1944 r.
Po zakończeniu walk pod Radoszycami. Oddziały stacjonujące w okolicy odeszły z zagrożonego terenu. Na miejsce ich postoju wybrano teren pomiędzy miejscowościami: Końskie – Sielpia – Mniów. Skoncentrowano tam w obozie warownym wszystkie oddziały 2 Dywizji Piechoty AK.
Przemarsze na nowy teren
Na wstępie tego rozdziału zaznaczamy, że poruszanie się oddziałów w ciągu kilku najbliższych dni jest trudne do uchwycenia bowiem kompanie stacjonowały tu już wcześniej i w niektórych przypadkach dochodzi do błędów w dotychczasowych opisach.
2 ppLeg.
Wieczorem 3 września dowództwo dywizji wraz z 2 pułkiem przechodzi na jednodniowy biwak w lasach koło Salachowego Boru. Zapewne w tej samej grupie jest dowództwo Korpusu Kieleckiego, ale nie jesteśmy tego pewni.
Dopiero następnej nocy (4/5 września) pułk oraz znajdujące się pod jego ochroną dowództwa przechodzą w rejon wsi Miedzierza zajmując następujące kwatery:
2 pułk stacjonuje w wioskach:
I batalion "Nurta" – Strażnica,
II batalion "Tarniny" – Przyłogi,
III batalion "Pochmurnego" – Adamów.
Dowództwo pułku stacjonowało w Przyłogach,
Dowództwo dywizji wraz ze służbami zakwaterowało we wsi Cisownik.
Dowództwo Korpusu Kieleckiego stanęło w leśniczówce i gajówce na północ od wsi Adamów.
3 ppLeg.
W nocy z 3 na 4 września pułk maszeruje do nowego rejonu zakwaterowania i nad ranem dochodzi do wsi Kontrewers. 4 września popołudniem do miejsca zakwaterowania dociera oddział wydzielony jeszcze pod Radoszycami do przyjęcia zrzutu. Tego dnia dokonano też przesunięcia oddziałów pułku do miejscowości Trawniki i Jan Dziadek.
4 ppLeg.
4 pułk znajdował się już w tej okolicy bowiem nie odszedł w okolice Radoszyc, ale pozostał na tym terenie i w nocy z 1 na 2 września przyjął zrzut lotniczy. Jeszcze tej samej nocy pułk przeszedł w okolice wsi Kamienna Wola i Błotnica gdzie kwaterował dwa dni.
4 września dowództwo dywizji zdecydowało, że ubezpieczenie od strony Kielc zajmie 4 pułk który zajął kwatery w Zaborowicach i okolicy.
Usytuowanie oddziałów w obozie warownym

Można przyjąć, że 5 września wszystkie oddziały 2 Dywizji Piechoty oraz towarzyszące im sztaby różnego szczebla znalazły się na terenie obozu warownego zajmując wyznaczone stanowiska.
2 ppLeg.
I batalion kpt. Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta” – Strażnica,
II batalion kpt. Tadeusza Pytlakowskiego „Tarniny” – Przyłogi, przy batalionie stacjonowało dowództwo pułku
III batalion kpt. Stefana Kępy „Pochmurnego”– Adamów.
3 ppLeg.
I batalion kpt. Jerzego Niemcewicza „Kłosa” – Jan Dziadek
II batalion por. Antoniego Hedy „Szarego” – Trawniki
4 ppLeg.
I batalion ppor. Maksymiliana Lorenza „Katarzyny” – Zaborowice oraz Chyby
II batalion kpt. Władysława Czaji „Eustachego” – Baran
W kolejnych dniach dochodziło do przesunięć poszczególnych oddziałów kierowanych do ubezpieczenia poszczególnych odcinków, ale możemy przyjąć, że w przedstawiony powyżej sposób wyglądało usytuowanie oddziałów.
Dowództwo 2 Dywizji Piechoty wraz ze służbami zakwaterowało we wsi Cisownik.
Dowództwo Korpusu Kieleckiego stanęło w leśniczówce i gajówce na północ od wsi Adamów.
Oczywiście cały rozległy teren lasów wymagał wystawienia ubezpieczeń na prowadzących do niego przez las drogach. Obsady ubezpieczeń były zmieniane i nie jesteśmy w stanie uchwycić tych zmian na przestrzeni kilku dni. Ubezpieczenia organizowane były w następujący sposób: każdy z niebezpiecznych kierunków ubezpieczała kompania z wysuniętą czatą, która z kolei miała wysunięte posterunki obserwacyjno-alarmowe. W tak silny sposób ubezpieczono np. dwa niezbędne dla komunikacji mosty w Kawęczynie i Adamowie koło Strażnicy zostały obsadzone silnymi placówkami.
Dodatkowo ważniejsze drogi i mosty zostały zaminowane aby nie dopuścić do wtargnięcia na teren obozu warownego niemieckich zagonów pancernych. Doszło tez do przypadku zniszczenia jednego z mostów, w Królewcu, co uniemożliwiało wjazd niemieckich sił z tego kierunku.
Podjęte działania oraz samo ukształtowanie terenu (rzeki, rozlewiska) sprawiało, że zajęty teren był stosunkowo łatwy do obrony.
Reorganizacja, szkolenie. Życie w obozowisku

Pobyt w obozie warownym został wykorzystany do dalszej reorganizacji oddziałów oraz ich szkolenia bowiem należy pamiętać, że w dalszym ciągu celem koncentracji było opanowanie Kielc. Poniżej przedstawiamy jedynie zmiany do jakich doszło 2 pułku piechoty.
Zmiany personalne
Podczas pobytu w okolicach Radoszycami z oddziałów AK zdezerterował ppor. Władysław Podlewski „Wicher”, który był adiutantem dowódcy II batalionu. Wywodził się on z NOW i pod Radoszycami przeszedł do NSZ. Jego miejsce zajął ppor. Jerzy Baworowski „Krystian”, który 5 września dotarł z oddziałem por. Jerzego Sztajgierwalda „Rozłóg” do miejsca zakwaterowania pułku.
Rozbudowa zwiadu konnego pułku
Dla potrzeb zwiadu konnego odebrano konie dowódcom plutonów i oficerom nie będącym dowódcami batalionów czy kompanii. Spowodowało to przepływ niektórych żołnierzy do zwiadu konnego. Np. ppor. Stanisław Wiącek „Inspektor” będący dowódcą I plutonu w 4. Kompanii „Jędrusie” przeszedł do zwiadu.
Reorganizacja
Podjęto próbę tworzenia kompanii ckm-ów w batalionach. Zapewne wpływ na decyzje miało skuteczność plutonu ckm podczas walki o Radoszyce. Był to jednak pododdział wchodzący formalnie w skład 4. Kompanii. Teraz podjęto próbę utworzenia takiej jednostki na szczeblu batalionu.
Rozpoczęto także tworzenie służb saperów i łączności oraz dokonywano drobnych przesunięć w ramach plutonów bądź kompanii.
Problem podwójnej 4 kompanii
Jak już sygnalizowaliśmy w 2 pułku funkcjonowały dwie kompanie o numerze 4. Była to 4. kompania „Habdanka” ze składu I batalionu i 4. kompania „Jędrusie” ze składu II batalionu. Każdy z batalionów składał się z trzech kompani, a jedynie I batalion „Nurta” miał ich cztery. Dowództwo podjęło próbę likwidacji jak to opisano „dziwoląga” w formie szkieletowej kompanii „Habdanka”, ale działania te przyniosły zdecydowany opór żołnierzy przywykłych do partyzanckiej tradycji.
Reorganizacja 6. kompanii
Jak już pisaliśmy kompania została utworzona 1 września z ochotników z podobwodu Mniów oraz nadwyżek z 4 i 5 kompanii. Jej dowództwo objął ppor. „Róg”. Kompania straciła 4 rannych żołnierzy podczas walk o Radoszyce w dniu 3 września w tym dowódcę.
5 września do miejsca zakwaterowania dotarł oddział por. Jerzego Sztajgierwalda „Rozłóg”. Było on mobilizowany do składu 72pp, ale ostatecznie jednostka niepowstała. Oddział był wykorzystywany do rozpoznania drogi do Warszawy, a następnie uwikłał się w walki z Niemcami.
Kiedy oddział dotarł do obozu warownego włączono go do 6 kompanii. Por. Jerzy Sztajgierwald „Rozłóg” objał dowództwo nad kompanią. Dotychczasowe dwa szkieletowe plutony połączono w jeden. Dwa pozostałe plutony tworzyły dotychczasowe plutony z oddziału ‘Rozłoga”.
Skład kompanii: por. Jerzy Sztajgierwald „Rozłóg”.
Zastępca dowódcy: ppor. Jan Stec „Zygmunt”
Szef kompanii: st. sierż. Jan Siwiec „Dębowski”
I pluton, dowódca: ppor. Jan Stec „Zygmunt”
II pluton, dowódca plut. pchor. Ryszard Bilewicz „Ryszard”
III pluton, dowódca: plut. pchor. Mieczysław Wierzbowski „Prawdzic”

Życie codzienne
Kilkudniowy pobyt w jednym miejscu był wykorzystywany tradycyjnie do szkolenia wojska. Należy pamiętać, że w dalszym ciągu planowano uderzenie na Kielce.
Nie brakowało jednak i innych wydarzeń. Dla żołnierzy I batalionu 2 pułku zorganizowano np. na zalesionym wzgórzu Strażnica mszę polową. Odprawił ją ks. kpt. Zygmunt Głowacki ps. "Jaskólski" a uwiecznił na zdjęciach ppor. cz. w. Feliks Konderko „Jerzy”. Zdjęcie zbiorów Mariusza Baran-Barańskiego prezentujemy obok.
Msza została odprawiona 8 września w święto Matki Boskiej Zielnej bądź w niedzielę 10 września.
Bezpieczeństwo. Fala niemieckich agentów
Pobyt oddziałów 2 dywizji nie mógł jednak być niezauważony przez Niemców. Przygotowując się do operacji przeciwpartyzanckiej wysyłali oni w teren stacjonowania oddziałów swoich agentów. Niektórzy z nich zostali ujęci.
Patrol z 8. Kompanii 2 ppleg. złapał w Adamowie podejrzaną o szpiegowanie kobietę.. Dowódca plutonu nakazał jednak przegnać ją ze wsi zamiast przekazać ją do dowództwa pułku. Jak się później okazało była ona rzeczywiście niemieckim szpiegiem.
Patrol w rejonie wsi Strażnica schwytał przebranego za chłopa osobnika, który przekazywał sygnały świetlne krążącemu samolotowi. Okazało się, że był to biegle mówiący po polsku żandarm niemiecki z Końskich.
13 września żołnierze 9 kompanii napotkali w lesie rzekomego żołnierza sowieckiego który twierdził, że uciekł z obozu jenieckiego i poszukuje partyzantów. W takcie przesłuchań okazało się, że nie zna podstawowych danych jakie powinien znać każdy sowiecki żołnierz. Ostatecznie okazało się, że To Ukrainiec w służbie niemieckiej, który był skierowany do infiltracji polskich oddziałów.
Przypadkowe starcia. Preludium do bitwy
Niemiecki wywiad systematycznie zdobywał informacje na temat sił AK i ich rozlokowania w obozie warownym. Zapewne pomagały w tym przypadkowe starcia z niemieckimi oddziałami.
8 września, 3 kompania 4 ppLeg.
W rejonie miejscowości Jan Dziadek stanowiska ubezpieczające zajmowała 3. kompania (dowódca Leon Stola „Dąb”) ze składu 4 ppLeg. Prawdopodobnie od strony wsi Błotnica na stanowiska ubezpieczenia wjechały Niemieckie ciężarówki. Po ostrzelaniu przez ubezpieczenie Niemcy podjęli walkę.
Ubezpieczenie zostało wsparte przez żołnierzy 3. kompanii, ale w sukurs Niemcom przybył oddział Kałmuków. Przewaga była jednak po stronie żołnierzy AK, którzy pokonali wroga. Niemcy wycofali się zostawiając na placu jedną ciężarówkę (zdobyto na niej skrzynię z amunicją). Napastnicy stracili trzech żołnierzy, a oddział wzbogacił się o trzy karabiny i trzy komplety mundurów we względnie dobrym stanie.

9 września
Po zmianie miejsca zakwaterowania 4 ppLeg. znalazł się w okolicach wsi Zaborowice. Część oddziałów stanęła biwakiem w lesie, a ubezpieczenie od strony drogi Mniów – Krasna wystawiła 5. kompania dowodzona przez Stanisława Masłowskiego „Obłok”. Popołudniu na stanowiska ubezpieczenia wjechała kolumna niemieckich samochodów. Niemieckie siły były znaczne stąd dowódca pułku wprowadził do walki dwie kolejne kompanie.
-3. kompania (dowódca Leon Stola „Dąb”) zajęła stanowiska na skraju lasu w chwili gdy do miejsca walki dojechały trzy dalsze samochody. Kompania zajmowała stanowiska na lewym skrzydle ubezpieczenia.
-2. kompania, którą dowodził już w tym czasie Edward Skrobot „Wierny" zajęła stanowiska na prawym skrzydle ubezpieczenia.
Niemcy prowadzili ogień nie szczędząc amunicji. Oddziały AK zdecydowały się wiec na podjęcie próby okrążenia okupantów. Gdy II pluton 3. Kompanii wzmocnił ogień pozostałe dwa plutony kompanii przekroczyły drogę. Podobny manewr wykonała kompania „Wiernego”.
Zaskoczeni działaniami AK Niemcy, obawiając się okrążenia, zaczęli się wycofywać. Ostatecznie udało im się odjechać. Na miejscu walki zostały dwie zniszczone ciężarówki i pięciu poległych wrogów.
10 września, 1 kompania 4 ppLeg.
Ubezpieczenie obozu warownego w miejscowości Zaborowice objęła tego dnia 1 kompania 4 ppLeg. dowodzona przez Mariana Sołtysiaka „Barabasz”.

Ok godz. 18 od strony drogi Kielce - Końskie do wsi Zaborowice wjechało 12 samochodów kwatermistrzostwa 4 armii pancernej. Część kolumny niemieckiej została zniszczona przez ubezpieczenie któremu dowódca kompani wysłał natychmiast wsparcie w postaci kilku drużyn. Walka trwała kilkanaście minut zginał 1 Niemiec, a 9 dalszych (w tym 1 ranny) dosłało się do niewoli. Na placu boju pozostało 5 samochodów. Pozostałym udało się wycofać.
Żołnierze kompanii zdobyli: 2 lkm, 2 garłacze, 5 kb. Jeden z samochodów został uruchomiony i doprowadzony do dowództwa pułku, a 4 dalsze (miały uszkodzenia) zostały dociągnięte jedynie w rejon wsi Chyby i tam zostały zniszczone.
10 września, 4 kompania 4 ppLeg.
Kwaterująca we wsi Podchyby 4 kompania 4 ppLeg. dowodzona przez Pawła Stępnia „Gryf” wystawiła o świcie ubezpieczenia od strony Mniowa i Krasnej (były to drużyny z 1 plutonu ppor. Mariana Gawlika „Lew”. Od strony Mniowa placówkę zajęła 1 drużyna dowodzona przez kpr. pchor. Zygmunta Gałacha „Czarny”. Niezależnie od ubezpieczeń dowódca wysyłał co jakiś czas silne patrole na rozpoznanie w kierunki Mniowa.

Ok. godz. 17. czterech żołnierzy pod dowództwem kpr. Mariana Kondraka „Leśnik” wyszło na taki właśnie patrol. Na skraju ówczesnego lasu około 500 metrów od Mniowa żołnierze zauważyli, że w ich kierunku jadą dwie ciężarówki. „Leśnik” przez lornetkę zauważył, że w każdym z aut siedzi po dwóch żołnierzy, ale nie mógł stwierdzić, czy kolejni są na pace. Dowódca patrolu uznał jednak, że należy ostrzelać samochody aby ostrzec placówkę ubezpieczającą.
Żołnierza AK zajmują stanowiska i z bliskiej odległości strzelają do Niemców. Strzały są celne. Ginie obsada pierwszego samochodu. W drugim zabity jest pasażer, a kierowca poddaje się. Na szczęście na ciężarówkach nie ma niemieckich żołnierzy. Patrol zdobywa trzy karabiny, jeden pistolet maszynowy i wiele wojskowego oporządzenia.
Strzały zaalarmowały ubezpieczenie którego żołnierze dobiegają do samochodów. „Lesnik” nakazuje natychmiast odprowadzić samochody w kierunku Serbnowa i wprowadzić je do lasu gdzie zostały zniszczone. Samochody pochodziły z tej samej jednostki co zniszczone tego samego dnia samochody w Zborowicach. Ich odprowadzenie do lasu miało ustrzec mieszkańców przed represjami.
Podczas jazdy samochodami żołnierze znaleźli na nich dwie butelki wódki. Łamiąc wszelkie regulaminy żołnierze je wypili. Niestety jeden z amatorów alkoholu (Tadeusz Czupryński „Wilk”) poczuł po nim głód i postanowił go zaspokoić w Mniowie. Odwiedził zabudowania plebanii gdzie najpierw zastrzelił ujadającego psa, a następnie zażądał żywności. Dobrze w nią zaopatrzony wracał na placówkę, ale jego śladem podążyli żołnierze miejscowej placówki AK, którzy zaalarmowani przez księdza traktowali go jako zwykłego bandytę. „Wilk” uciekając przed pogonią strzelał aż ostatecznie dotarł do placówki ubezpieczającej. Żołnierze z placówki zatrzymali tez ścigających i sprawa został wyjaśniona.
Okazało się jednak, że do przełożonych dotarł meldunek o pijaństwie, rabunku i strzelaniu do żołnierzy AK. 12 września „Wilk” został aresztowany przez pułkową żandarmerię. Do rozprawy przed sadem polowym doszło 15 lub 16 września. Po burzliwej naradzie winowajca otrzymał wyrok: „trzy lata więzienia w zawieszeniu na po wojnie”.
Noc z 10/11 września. 4 kompania 2 ppLeg.
Dwa plutony z 4 kompanii „Jędrusie” podczas marszu na ubezpieczenie zrzutu koło Kłucka ostrzelały dwa samochody niemieckie we wsi Kozów. 10 Niemców poległo, a 2 dostało się do niewoli.
11 września, 4 kompania 4 ppLeg.
Powróćmy jeszcze na placówkę koło wsi Podchyby. Od wieczora dzień wcześniej służbę pełniła tam 6 drużyna z II plutonu 4 kompanii 4 ppLeg. dowodzona przez kpr. Zygmunta Witkowskiego Wichura”.
Ok. godz. 7 rano na placówkę wyjechała niemiecka ciężarówka. Ostrzelana pociskiem z piata i ostrzelana ogniem rkm zawróciła i zniknęła za zakrętem drogi. Pościg żołnierzy utrudnił silny ogień, ale po kilku minutach udało im się zająć miejsce skąd strzelano. Poza śladami krwi żołnierze znaleźli porzuconą „pepeszę”. Pistolet przypadł Jerzemu Szczepańskiemu „Jur”, który pierwszy dobiegł do miejsca.

11 września, 3 ppLeg.
Około godz. 15 do miejscowości Krasna przyjechała kompania niemieckiego wojska. Przez miejscowość często przejeżdżały niemieckie kolumny (trasa Wołów - Mniów była dosyc uczeszczana), ale tym razem Niemcy rozwinięci w tyralierę zaczęli ostrzeliwać las. Być może była to demonstracja siły po potyczkach z partyzantami, które miały miejsce dzień wcześniej? Niestety nie dysponujemy dokumentami na ten temat.
Ubezpieczenie na tym kierunku stanowiła 2. kompania 3 ppLeg. którą dowodził Bolesław Barański „Serwo”. Placówkę wystawił III pluton dowodzony przez Stanisława Bednarskiego „Drzazga” (pluton objął służbę zmieniając IV pluton). Czujka z plutonu „Drzazgi” została przez Niemców ostrzelana, a po zacięciu partyzanckiego rkm-u żołnierze wycofali się.
Napływające meldunki skłoniły dowódcę I batalionu (kapitan Jerzy Niemcewicz „Kłos”) do podjęcia działań ofensywnych które miały uratowac ludność wioski (meldunki mówiły o podpalonych domach):
-3. kompania dowodzona przez Władysława Skorupskiego „Poleszuk” otrzymuje polecenie zorganizowania dwóch zasadzek na drogach do Krasnej (od strony Mniowa i od strony Wołowa). Każdą z zasadzek miał przeprowadzić jeden z plutonów kompanii.
-dwa plutony 2. kompanii otrzymały rozkaz wyparcia Niemców z Krasnej. W akcji wzięły udział: II pluton dowodzony przez ppor. Jerzego Madeja „Jerzy” oraz III pluton dowodzony przez Stanisława Bednarskiego „Drzazga”.

Atakujące plutony wsparte ogniem ckm dość sprawnie prowadziły atak w pofałdowanym terenie. Żołnierze mieli do pokonania około 150-200 metrów. W połowie dystansu ppor. „Jerzy” otrzymał śmiertelny strzał w głowę̨. Relacje opisuja też inne okoliczności śmierci (podczas odwrotu), ale przedstawiamy najbardziej prawdopodobny jej przebieg. Po śmierci „Jerzego” żołnierze kontynuują atak wypierając Niemców z wioski. Napastnicy odeszli w kierunku Gustawowa gdzie wsiedli do samochodów i odjechali.
Ostatecznie zginęło 5 Niemców, 4 odniosło rany, 5 dalszych rozbrojono. Zdobyto 3 wozy taborowe oraz broń. Tempo ataku i szybkość niemieckiego odwrotu sprawiły, że Niemcy zdążyli odjechać zanim plutony przeznaczone do wykonania zasadzek zajęły swoje stanowiska.
Ciało ppor. Józefa Madeja „Jerzy” zabrano z miejsca walki. 12 września 1944 roku we wsi Przyłogi odbył się jego uroczysty, partyzancki pogrzeb (niektóre materiały błędnie poddają, że został pochowany we wsi Adamek. W obecności żołnierzy batalionu odznaczony pośmiertnie Krzyżem Orderu V.M. Po wojnie ciało zostało ekshumowane i przeniesione na cmentarz parafialny do jego rodzinnej miejscowości - Ruskiego Brodu.
13 września, 4 ppLeg.
Ostatnia z walk, które nie miały bezpośredniego związku z niemiecka operacją przeciwpartyzancką miała miejsce już w czasie walk. Przeprowadził ją oddział wydzielony z 4 ppLeg., którego pozycje nie były atakowane przez Niemców.
Motorem akcji był doktor Adam Browar-Paszkowski „Lepszy”, lekarz pułkowy, który domagał się przeprowadzenia akcji na aptekę w Stąporkowie w celu pobrania lekarstw.
Ochrona wyprawy została powierzona 3 kompanii, a w niej III plutonowi, którego dowódcą był plut. Jan Maruszewski „Wilk”. Oddział wraz z doktorem wyruszył w stronę Stąporkowa. W okolicy wsi Błotnica żołnierze dostrzegli w oddali 3 samochody ciężarowe jadące w ich kierunku. Dowódca podjął decyzję o zorganizowaniu zasadzki.
Jedna z drużyn została umieszczona za przydrożną kępą krzaków aby w przypadku ewentualnego odwrotu odciąć drogę uciekającym. Pozostałe dwie drużyny zajęły stanowiska ogniowe po obu stronach drogi.
Wkrótce nadjeżdżające samochody zostały zatrzymane , a pasażerowie zmuszeni do ich opuszczenia. Tylko jeden z oficerów próbował sięgnąć do kabury, ale dostrzegło do Władysław Żaczek ‘”Znicz”. Krótka seria jego pistoletu maszynowego unieruchomiła Niemca. Oddział zdobył pistolet maszynowy, 9 sztuk broni krótkiej i wyposażenie. Ośmiu jeńców odstawiono do dowódcy pułku.
Dalsza wyprawa do apteki przebiegała bez zakłóceń i pluton powrócił z zapasem lekarstw.
Bitwa na linii: Miedzierza – Trawniki: 13 września 1944 r.
Pobyt oddziałów AK na terenie obozu warownego nie został przeoczony przez niemieckie dowództwo. Podciągnięto niezbędne siły, ale przedostanie się na teren obozu warownego bronionego przez oddziały AK, rozlewiska i lasy było ponad siły okupanta.
Niemieckie przygotowania

Wywiad komendy Okręgu Kielce otrzymywał dość dokładne wiadomości o niemieckim zamiarze rozbicia oddziałów AK zgrupowanych w obozie warownym.
Pierwszą koncentrację niemiecka rozpoznano już 11 września, kiedy w okolicę Zagnańska i Kajetanowa zaczęły napływać zmotoryzowane jednostki niemieckie. Następnego dnia w rejonie Tumlina rozpoznano gromadzące się jednostki kawalerii ROA („ostlegiony”). Oddziały niemieckie gromadziły się także w kilku wsiach na linii szosy Końskie – Skarżysko (Stąporków, Wąsosz, Wołów), a przy stacji kolejowej Niekłań zatrzymał się pociąg pancerny.
13 września niemieckie przygotowania zostały zakończone. Kilkutysięczna grupa operacyjna znalazła się na pozycjach wyjściowych. Niemieckie uderzenie miało zniszczyć polskie siły przygotowane do ataku na Kielce.
Zadanie wyznaczone przez dowództwo miały zrealizować wydzielone oddziały z 318 dywizji bezpieczeństwa wspierane przez dywizję ROA. Niemiecki plan zakładał atak od strony drogi Kielce – Końskie z jednoczesnym ubezpieczaniem północnych terenów (zalesione tereny) kawalerią „ostlegionów”.
Świadomość niemieckich przygotowań do walki sprawiła, że dokonano przesunięcia niektórych oddziałów AK, które w dniu 13 września zajmowały stanowiska zgodnie z prezentowaną mapą.

Należy zwrócić uwagę jeszcze na jeden fakt. Niemieckie natarcie ruszyło w godzinach popołudniowych! Niektórzy „historycy” naśmiewają się z tego „błędu”, który ograniczył możliwości czasowe okupanta. Może jednak nie był to błąd? Może Niemcy zdając sobie sprawę z sił jakie są skoncentrowane w obozie warownym postanowili związać jak najdłuższą walką polskie oddziały aby uniemożliwić im wydostanie się z okrążenia? Może okrążone oddziały miały być rozbite 14 września gdzie walkę z rozpoznanym przeciwnikiem można było prowadzić już od rana?
Słuszność naszego rozumowania potwierdza zachowanie niemieckich oddziałów. Na linii 2 pułku pozostają w styczności bojowej na noc, a na linii 3 pułku przeprowadzają zaskakujące uderzenie wieczorem. Dywagacje na ten temat należy odłożyć jednak na bok bowiem nie mamy dostępu do niemieckich dokumentów.
Miedzierza: pierwsze starcie
Od 11 września w Kawęczynie i północnej części Miedzierzy kwaterowała 8 kompania 2 ppLeg. dowodzona przez por. Antoniego Krupę „Witold”. Jej skierowanie do Kawęczyna z wcześniejszych kwater w Adamowie wiązało się ze śmiercią jednego z oficerów jednostki. Na kwaterach w Adamowie zmarł ppor. Jan Podsiadło „Mur”. Pogrzeb miał się odbyć w Miedzierzy więc w ten teren została skierowana cała kompania.
Kompania ryglowała kierunek na Cisownik, gdzie kwaterował sztab 2 dywizji AK. Wystawiono liczne czaty w tym jedną w Miedzierzy od strony Smykowa. Prawdopodobnie czatę wystawiał III pluton dowodzony przez ppor. Leona Dworakowskiego „Odrowąż”.
To właśnie na nią wjechał około godz. 14 samochód terenowy obsadzony przez kilku żandarmów. W starciu załoga tego wozu została zlikwidowana. Posuwający się za pierwszym drugi niemiecki samochód wycofał się bez strat i dołączył do głównych sił swojej jednostki w Smykowie.
Linia obrony batalionu „Pochmurnego”

Walka w Miedzierzy postawiła w stan pogotowia oddziały III batalionu 2 ppLeg. kpt. Stefana Kępy „Pochmurny”, które znajdowały się w pierwszej linii obrony. Linia obrony batalionu obejmowała odcinek Królewiec – Kawęczyn wzdłuż bagnistego brzegu rzeki Czarna Taraska. Kompanie zajmowały następujące stanowiska:
-brody w rejonie Miedzierza – Matyniów – 7 kompania por. Wacław Czosnek „Polny”,
-most w Kawęczynie – 8 kompania por. Antoniego Krupę „Witold”,
-most w Adamowie – 9 kompania por. Tadeusz Kolatorowicz „Kruk”
Adamów i Królewiec: zerwane mosty zatrzymują atak
Niedługo po pierwszej walce w Miedzierzy niemieckie natarcie w sile kompanii wyszło ze Smykowa przez Adamów na Przyłogi. Miało ono charakter rozpoznania walką. Spychając posterunki obserwacyjno-alarmowe wystawione przez dozorującą ten teren 9 kompanię Niemcy doszli do zabagnionej rzeki Czarna Taraska. Jak opisywaliśmy już wcześniej most był zaminowany i w obliczu nadciągającego wroga został zniszczony. Ostrzelani Niemcy zabierając poległych i rannych powrócili na pozycje wyjściowe.
Równolegle z tymi działaniami niemiecki oddział zajął także północna część wsi Królewiec. Na tym odcinku nie przekroczono rzeki bowiem ten most był zniszczony już wcześniej przez oddziały AK. Niemcy ze stanowisk w Królewcu mieli dobry wgląd na odkryty teren nad Czarna Taraska, ale bagniste brzegi i zerwane mosty nie pozwalały im przeprowadzić kolejnego uderzenia na tym kierunku.
Miedzierza: drugie starcie

Około godziny 16 Niemcy podjęli druga próbę przedostania się do obozu warownego od strony Miedzierzy. Stanowiska w wiosce zajmował III pluton dowodzony przez ppor. Leona Dworakowskiego „Odrowąż” (ze składu 8 kompanii).
Niemcy podjęli na tym kierunku działania siłą batalionu, ale ze względu na ukształtowanie terenu (układ wioski i jeden most w Kawęczynie) nie wszystkie siły wprowadzone zostały do walki w tym samym czasie. Pierwsza kolumna składała się z kilku samochodów ciężarowych prowadzących działa oraz z 7 samochodów pancernych.
Czoło kolumny natknęło się we wsi na przygotowana zasadzkę. „Gamonem” zniszczono pierwszy z samochodów zatrzymując całą kolumnę. Wykorzystując zaskoczenie ppor. „Odrowąż”, dowódca plutonu, poprowadził opłotkami wsi atak na dalsze samochody, zapalając dwa z nich i rozpędzając załogę. Od płonących samochodów zajęła się drewniana zabudowa wsi (łącznie spłonęła połowa zabudowań). Zadymienie i pożary stały się dodatkowym utrudnieniem niemieckiego natarcia.
Wkraczanie do walki Niemców z kolejnych samochodów zmusiło żołnierzy „Odrowąża” do powolnego wycofania się z Miedzierzy. Żołnierze AK zajęli kolejne stanowiska w Kawęczynie w okolicach młyna. Walka III plutonu opóźniła niemiecki ruch w kierunku Kawęczyna i Cisownika.
Niemiecki plan. Atak na trzech kierunkach!
Około godz. 17. Niemcy przystąpili do kolejnych ataków, które były prowadzone na trzech kierunkach, ale łączyło je jedno: były skierowane na miejsca gdzie wcześniej rozpoznano miejsce zakwaterowania dowództwa Korpusu Kieleckiego i dowództwa 2 Dywizji Piechoty.
-atak na Adamów – miał doprowadzić do zniszczenia dowództwa Korpusu Kieleckiego kwaterującego wcześniej na skraju wsi w leśniczówce i gajówce. Niemcy nie wiedzieli, że w obliczu rozpoczynającej się walki sztab przeniósł się do miejscowości Cisownik.
-atak na Kawęczyn i Trawniki miał pozwolić wyjść niemieckim oddziałom poza bagniste brzegi Czarnej Taraski, ale go celem był Cisownik, gdzie od kilku dni kwaterował sztab 2 Dywizji Piechoty.
Kawęczyn. Kompania „Witolda” utrzymuje pozycję
Około godz. 17 Niemcy zakończyli podciąganie całości sił batalionu nacierającego przez Miedzierzę na Kawęczyn. Głównym celem ataku było opanowanie mostu w Kawęczynie co pozwoliło by przerzucić na druga stronę zabagnionej Czarnej Taraski pojazdy pancerne i rozwinąć natarcie na Cisownik.

Rejon mostu w Kawęczynie był broniony przez 8 kompanię 2 ppLeg., dowodzoną przez por. Antoniego Krupę „Witold”. Atakujący most samochód pancerny został rozbity pociskiem „piata” i zatarasował wąską drogę. Kolejne samochody próbowały przejść grząskimi łąkami, ale nie udało się to i ciężkie pojazdy ugrzęzły. Aby je ratować Niemcy przeprowadzili silny atak piechoty odrzucając drużyny AK. Pozwoliło im to opanować mostek i zdobyć przyczółek na drugim brzegu. W tym czasie do rzeki podjeżdżały niemieckie pojazdy pancerne , które brały na hol i wyciągały z grząskich łąk unieruchomione tam pojazdy.
Niemcy nie byli jednak w stanie kontynuować natarcia przy wsparciu pojazdów pancernych bowiem okazało się, że były on za ciężkie aby przejść przez most.
Walka w okolicach mostku trwała nie dając jednak Niemcom sukcesu. Chcąc zmusić żołnierzy kompanii „Witolda” do wycofania się okupanci postanowili obejść ich stanowiska. Rzekę sforsowano na północ od Kawęczyna, prawdopodobnie w Wólce Smolnej. Niemiecki oddział próbował wyjść na tyły obrony 8 kompanii, ale śmiałym atak przeprowadzony przez por. „Witolda” odrzucił niemiecką piechotę za rzekę.
Dowodzący całością walk dowódca batalionu zdawał sobie sprawę, że na dłuższą metę kompania „Witolda” nie utrzyma zajmowanych stanowisk. Dodatkowo informacje o walkach w okolicach Trawnik sprawiły, że doszło do przegrupowania sił AK co opiszemy za chwilę.
Adamów. Walka 9. kompanii
Równolegle z atakiem na Kawęczyn o godz. 17 Niemcy ponownie ruszyli w kierunku Adamowa gdzie stanowiska zajmowała 9 kompania 2 ppLeg. dowodzona przez ppor. Tadeusza Kolatorowicza „Kruk”.
Piechota niemiecka osiągnęła mostek i odrzuciła ubezpieczenie AK. Z racji zniszczenia mostku piechota przeprawiła się na drugą stronę rzeczki, ale bez wsparcia wozów pancernych, które nie przeprawiły się przez grząski teren zaległy. Silny ogień 9 kompanii zatrzymał natarcie. Niemcy nie mając wsparcia pojazdów pancernych ograniczyli się do ostrzału artyleryjskiego. Jego celem wyła wschodnia część Adamowa oraz gajówka i leśniczówka, gdzie kwaterował wcześniej sztab Korpusu Kieleckiego. Ostrzał wzniecił pożar we wschodniej części wioski oraz zniszczył leśniczówkę.
Aby nie narażać wioski na dalsze zniszczenia kopania wycofała się na główną linię obrony: lizjera lasu między Matyniowem a Adamowem i wzgórze 249.
Trawniki. Trzeci z niemieckich ataków. „Szary” w opałach
Zgodnie z niemieckim planem rozerwania linii obrony oddziałów AK trzeci z ataków miał być przeprowadzony w kierunku na Trawniki. Miało to pozwolić wyjść niemieckim oddziałom poza bagniste brzegi Czarnej Taraski – rzeka została przekroczona w miejscowościach Chyby bądź Baran (już poza linią partyzanckiej obrony). Celem niemieckiego uderzenia był Adamów (wcześniej miejsce stacjonowania dowództwa Korpusu Kieleckiego) oraz Cisownik, gdzie, od kilku dni kwaterował sztab 2 Dywizji Piechoty.

Celem niemieckiego uderzenia był Adamów (wcześniej miejsce stacjonowania dowództwa Korpusu Kieleckiego) oraz Cisownik, gdzie, od kilku dni kwaterował sztab 2 Dywizji Piechoty. Zapewne nie było to główne uderzenie, ale rozpoznanie bojem przed planowaną przez Niemców na kolejny dzień walką bitwą.
Niestety walka w Trawnikach posiada bardzo skromną literaturę, a do tego relacje niektórych uczestników wydarzeń są sprzeczne.
Feliks Świercz „Przewrotny” w swoich wspomnieniach podaje, że niemieckie działania na wschodniej rubieży obozu warownego rozpoczęły się po godzinie 14. Wydaje się jednak, że biorąc pod uwagę inne wspomnienia działania zbroje rozpoczęły się około godz. 17.
W Trawnikach i najbliższej okolicy rozłożone były kompanie wchodzące w skład I batalionu ze składu 3 ppLeg. dowodzonego przez Antoniego Hedę „Szary”. Nie znamy dokładnego usytuowania kompanii, ale wiele wskazuje, że od strony wsi Zaborowice (na południe od kompleksu leśnego) ubezpieczenie wystawiła 5. kompania dowodzona przez cichociemnego Ludwika Wiechułę ps. „Jeleń”.
Na skraj lasu od strony wioski Baran (można się do niej dostać od Zaborowic) na placówce ubezpieczającej stał I pluton z kompanii „Jelenia” pod dowództwem por. Tadeusza Badowskiego „Palma”.
Wspomniany już „Przewrotny” podaje, że na placówkę ubezpieczającą wyszedł niemiecki oddział w sile 34 żołnierzy. Nie wiemy czy jest to jedyna grupa okupantów, która próbowała wejść do lasu. Dowódca I batalionu kpt. Jerzy Niemcewicz „Kłos” (kwaterował w oddaleniu) podaje we wspomnieniach, że na Trawniki nacierał niemiecki batalion – co wydaje się przesadą.
W relacji żołnierzy placówki ubezpieczającej wynika, że niemiecka grupa nie poszła leśną drogą w kierunku leśnego obozowiska, ale skręciła w bok. Nie chcąc dekonspirować własnych stanowisk, dowodzący ubezpieczeniem porucznik „Palma” nakazał wycofanie się z linii lasu kilka metrów. Być może „Palma” liczył, że niemiecki oddział nie wejdzie do lasu?

Nie dalej niż godzinę później (według nas około godz. 18) niemiecki oddział zaatakował leśny biwak batalionu „Szarego”. Jak podaje sam dowódca: „Zaskoczenie bowiem było podwójne: nie tylko atak nastąpił niespodziewanie z głębi lasu, ale jeszcze w porze wieczornej”.
Nie wiemy czy atak przeprowadziła tylko opisana wcześniej grupa Niemców czy także inne oddziały. Efekt był jednak opłakany. Główny impet uderzenia przyjęła na siebie kompania „Jelenia”, która jednak (tak podaje „Kłos”) została rozproszona.
Niewątpliwie sytuacje uratowała postawa drużyny, którą dowodził podchorąży Kalikst Kwapiński „Kruk”. Zajmowała ona stanowisko na leśnym skrzyżowaniu dróg i to prawdopodobnie na nią wyszło niemieckie uderzenie. Pierwsze strzały od których padł „Kruk” zaalarmowały wszystkie oddziały batalionu.
Po początkowym niepowodzeniu „Szaremu” udało się zebrać rozproszonych w pierwszej chwili żołnierzy i podjąć walkę. Walczącym natychmiast przyszła z pomocą, kwaterująca niedaleko, 4. kompania którą dowodził por. Henryk Wojciechowski „Sęk”.
Do miejsca walki skierowane zostały także inne oddziały. Z Kamiennej Woli wyruszyła 3. kompania I batalionu (dowódca por. Władysław Skorupski „Poleszuk”) wzmocniona plutonem ckm. Ze wsi Adamek wyruszył jeden z oddziałów stacjonującego tam III batalionu (dowódca Władysław Molenda „Grab”). Nie mamy pewności, ale prawdopodobnie oddziały te przybyły na miejsce walki już po jej zakończeniu.
Jak już sygnalizowaliśmy kompania „Jelenia” po uporządkowaniu szeregów stawiła napastnikom opór. Z chwila kiedy na skrzydle nacierających pojawiła się kompania „Sęka” Niemcy zaczęli się wycofywać. Ciągły nacisk żołnierzy AK nie pozwolił Niemcom zając dogodnej linii obrony co nie znaczy, że wycofywali się oni w popłochu. Od ich strzałów ginie w tym czasie kapral Władysław Nowak „Mech”, dowódca 3 drużyny w III plutonie 2. kompanii „Jelenia”.

Po wyparciu na skraj lasu wycofujący się Niemcy dostali się dodatkowo pod ogień znajdującej się tam placówki ubezpieczającej porucznika „Palmy”. Niemiecki ogień był jednak celny. Ciężko ranny w głowę został dowódca drużyny Kazimierz Sobótka „Gołąb” (wyniesiony z pola walki, przeżył wojnę).
Niemiecki atak został ostatecznie odparty, ale brak jest danych co do strat okupantów. Z powodu zapadającego zmroku trudno było sprawdzić teren, a co więcej oddziały miały się szykować do wyjścia z okrążenia.
Podsumowanie walk w Trawnikach – przekłamania
Tak, jak posiadamy mało materiałów opisujących przebieg starcia, tak narosło co do niego szereg nieporozumień i przekłamań.
Podczas walki poległo dwóch żołnierzy: pchor. Kalikst Kwapiński „Kruk” i kpr. Władysław Nowak „Mech”, a ciężko ranny został Kazimierz Sobótka „Gołąb”. Niestety niektóre źródła podają, że żołnierzy zginęło trzech a nawet czterech. Ten sam błąd znajduje się na pomniku upamiętniającym bitwę. Jesteśmy dalecy od odbierania czci żołnierzom AK, ale uważamy, że ich historii i dokonań nie należy koloryzować.

Wśród poległych pod Trawnikami podaje się Czesława Kotwicę pseudonim „Korczyński”. Nie jest prawdą, że zginął on podczas walki w Trawnikach.
Jako żołnierz II batalionu „Szarego” maszerował w nocy z 3 na 4 września z okolic Radoszyc do Trawnik. Podczas marszu jeden z żołnierzy (Marian Basa „Listek”) zawadził karabinem o gałąź. Uderzająca o ziemię broń strzeliła raniąc idącego z tyłu „Korczyńskiego” (Czesław Kotwica). Postrzał był groźny bowiem pocisk przeciął tętnicę górnej część uda. Pomimo przeprowadzonej na postoju operacji żołnierz zmarł. Nastąpiło to 4 września co potwierdza tablica nagrobna na cmentarzu w Końskich.
Wśród poległych w walce podaje się także żołnierza NN o pseudonimie „Rąbalski”. Sam żary podaje że był to starszy strzelec „Rębalski”. Żołnierz ten przypadkowo ranił się w brzuch ze swojego pistoletu. Wydarzenie miało miejsce popołudniem 10 września. Operowany tego samego dnia w lesie nie udało się uratować jego życia. Zmarł wieczorem tego samego dnia. Pochowany w Trawnikach 11 września.
Zagrożenie i wzmocnienie linii obrony

Na skutek sytuacji jaka zapanowała w Trawnikach oraz groźby okrążenia ppłk. Antoni Wiktorowski „Kruk”, dowódca 2 ppLeg. podjął szereg decyzji wzmacniających linię obrony na zagrożonych kierunkach.
-kompanie 7 i 9 z III batalionu „Pochmurnego” zostały przesunięte w okolice Kawęczyna, gdzie wzmocniły linię obrony 8 kompanii 'Witolda".
- I batalion „Nurta” zajął częścią sił dozorowanie terenu wzgórz pomiędzy Świnkowem, a Adamowem. Kompanie por. „Jurka” i por. „Dzika” z tego batalionu stanowiły odwód dowódcy 2 ppLeg.
-II batalion „Tarniny” zajął stanowiska obronne na kierunku wschodnim i południowym, w układzie od lewego skrzydła:
4 kompania „Jędrusie” – kierunek Kamienna Wola
5 kompania „ Zawiszy” – kierunek Trawniki,
6 kompania „Rozłoga” od strony Adamowa (w miejsce przesuniętej 9 kompanii).
Walki w Kawęczynie. Sytuacja o zmroku
Pomimo zbliżającego się zmroku (godz. 19) Niemcy prowadzili nadal walkę na odcinku w okolicach Kawęczyna. O ile w innych miejscach niemieckie siły wycofały się na pozycje wyjściowe to w tym przypadku wszystko wskazywało, że dowódca niemiecki zamierzał trwać w kontakcie bojowym przez całą noc.
Dowódca 2 DP, któremu podlegały wszystkie znajdujące się w obozie warownym oddziały zdawał sobie sprawę wiedział, że uwikłanie się w walkę następnego dnia w tym samym miejscu może skończyć się klęską zgrupowania. Wiele wskazywało, że niemieckie działania 13 września były tylko rozpoznaniem terenu przed ostatecznym uderzeniem.
Wyjście z okrążenia - 3 i 4 pułki

Wieczorem 13 września, płk „Lin” wydał podległym pułkom rozkaz opuszczenia rejonów zakwaterowania. Każdy z pułków miał wydostać się z pierścienia okrążenia nocą 13/14 każdy w rozbieżnym kierunku.
-2 ppLeg. przy którym znajdowało się dowództwo Korpusu Kielce oraz dowództwo 2 Dywizji Piechoty miał najtrudniejszą sytuacje bowiem jego oddziały nadal prowadziły walkę z Niemcami i opuszczenie dotychczasowych stanowisk wymagało podjęcia działań zaczepnych, które za chwile opiszemy.
-3 ppLeg. – skoncentrował swoje bataliony w wiosce Przyłogi, gdzie przepuścił przechodzące oddziały 2 pułku i dowództwa 2 dywizji. Pułk posuwał się za tymi siłami i przekroczył Czarną Taraskę w Królewcu (przejście umożliwili wcześniej saperzy, bowiem most był zniszczony). Nastepnie pułk skręcił w lewo i w okolicach wsi Salata przekroczył bez walki drogę Kielce – Końskie. Jeszcze tej samej nocy pułk maszerując przez Muszczarz dotarł na postój do miejscowości Malmurzyn i Cierchy.
-4 ppLeg. – bez walki odszedł w kierunku wschodnim w lasy samsonowskie. Nocą 13/14 oddziały dotarły prawdopodobnie w okolice wsi Kucembów. W ciągu następnej nocy oddziały przeszły w okolice Bobrzy, a w kolejnej dotarły do lasów snochowickich.
Oba pułku wyszły z okrążenia bez walk z Niemcami którzy zajmowali tylko ważniejsze skrzyżowania dróg.
Miedzierza i Smyków. 2 pułk wychodzi z okrążenia
Jak już wspomnieliśmy sytuacja 2 pułku była o wiele trudniejsza niż pozostałych jednostek. Bataliony znajdowały się na odległych od siebie pozycjach, do ochrony miały sztab Korpusu Kieleckiego oraz sztab 2 Dywizji Piechoty i co najważniejsze w dalszym ciągu prowadziły walkę z Niemcami. Zapewne sposób przebijania się z okrążenia jaki i kierunki zostały ustalone wspólnie przez dowódców. Dziś nie sposób ustalić kto był autorem planu. Najważniejsze jednak, aby w zrozumiały sposób opisać wyjście oddziałów z matni.

Walki w Miedzierzy - wyjście z okrążenia batalionu "Nurta" i sztabu Korpusu Kieleckiego AK
Kluczem sukcesu była sytuacja w Miedzierzy. III batalion „Pochmurnego” dysponujący w okolicy Kawęczyna swoimi trzema kompaniami przeprowadził niespodziewany atak na Kawęczyn i północną część Miedzierzy wyrzucając z tych pozycji Niemców.
Walka w Miedzierzy odwróciła Niemców od tego co działo się na ich skrzydle. Prawdopodobnie pokonując bród między świnkowem, a Miedzierzą do wioski dostała się kompania por. Jerzego Stefanowskiego „Habdank” (ze składu batalionu „Nurta”). Kompania miał wykonać akcję dywersyjną na parkujące w środkowej części osady pojazdy nieprzyjaciela. Działanie miało odwrócić uwagę od wydarzeń jakie rozgrywały się w tym czasie na innych odcinkach. Część kompanii pogubiła się w ciemnościach i wyszła w rejon cmentarza gdzie nie było nieprzyjaciela. Akcja została wykonana tylko częściowo przez grupę żołnierzy skupiona wokół por. „Habdanka”. Zaatakowano niemiecka ochronę i zniszczono część samochodów. Zginęło kilku Niemców, a kompania zdobyła 7 lkm, 5 kb, 1 garłacz i amunicję do niego, 6 pistoletów i kilka skrzynek z amunicją.
Atak III batalionu „Pochmurnego” oraz dywersja „Habdanka” niewątpliwie sprawiły, że niemiecki batalion znajdujący się w Miedzierzy nie zajmował się innymi kierunkami.
Co ważne polskie oddziały miały w tych działaniach niewielkie straty. Zaginęło 8 żołnierzy z kompanii „Habdanka” i jeden z 8 kompanii por. Antoniego Krupy „Witold”.
Pod osłoną nocnych działań w Miedzierzy rozgrywały się wydarzenia o których Niemcy nie mieli pojęcia. Zaczniemy od opisu wyjścia z okrążenia I batalionu „Nurta”. Pod ochrona batalionu znalazł się Komendant Okręgu płk. „Mieczysław” wraz e swoim sztabem oraz konny zwiad dywizji (kwaterowały wcześniej w Cisowniku). Zgrupowanie to wymijając Miedzierzę lasami położonymi na północ i zachód od wsi, zatoczyła łuk i przeszła drogę Kielce – Końskie na odcinku między Wólką Smólną a Sielpią. Ostatecznie sztab oraz I batalion „Nurta” jeszcze tej samej nocy dołączył do głównych sił 2 pułku podczas postoju w Filipach.
Walka w Smykowie - wyjście z okrążenia głównych sił 2 pułku i dowództwa 2 Dywizji Piechoty
Zajmiemy się teraz działaniami głównych sił 2 ppLeg. Zapewne jeszcze zanim rozpoczęło się nocne natarcie na Miedzierzę z Cisownika wyruszyła kolumna składająca się z dowództwa dywizji i słuzb pułkowych. Dotarły one do wsi Przyłogi gdzie stacjonował w tym czasie dowódca 2 pułku. Do wioski ściągnęły też zajmujące w okolicy pozycje obronne kompanie II batalionu „Tarniny”.
Przeprowadzono rozpoznanie trasy marszu, które stwierdziło, że Niemcy wycofali się z okolicy wsi Adamów. Nie wiadomo było jake pozycje zajmują jednak Niemcy na drodze Kielce – Końskie.
Ostatecznie uformowano kolumnę w której jako czołowy poruszał się II batalion „Tarniny”, za nim znajdowało się dowództwo pułku i dywizji oraz służby pułkowe, a kolumnę zamykał III batalion „Pochmurnego”, który po udanej walce z Niemcami w Miedzierzy oderwał się od wroga i szybkim marszem przeszedł na miejsce koncentracji.
Zgrupowanie kierowało się przez Piaski, a następnie bez przeszkód przeprawiło się przez Czarną Taraskę. Maszerując przez Królewiec czołowy batalion przyjął ugrupowanie do boju spotkaniowego: dwie kompanie z przodu idące na lewo i na prawo od drogi i jedna kompania w odwodzie. Zanim batalion dotarł do drogi Kielce – Końskie został wyprzedzony przez zwiad konny pułku, który miał rozpoznać sytuację na szosie w rejonie wsi Smyków. Oddział ten dojeżdżając do zabudowań został silnie ostrzelany z broni maszynowej, co zmusiło go do wycofania się przy stracie jednego zabitego.
II batalion natychmiast przystąpił do ataku na niemieckie stanowiska. Lewą strona drogi posuwała się 4 kompanie „Jędrusie”, a prawa stroną 5 kompania „Zawiszy”. W odwodzie pozostawała 6 kompania „Rozłoga”.
Na odcinku gdzie atakowała kompania „Jędrusie” opór niemiecki był słaby i oddział bez problemów dotarł do drogi i przekroczył ją osiągając wzgórza pomiędzy Smykowem, a Ostrymi Górkami. Atakująca na prawym skrzydle kompania „Zawiszy” miała trudniejszą pozycję bowiem posuwała się przez otwarte łąki w które dobrze wstrzelana była niemiecka broń maszynowa ( na niemieckich stanowiskach rozpoznano trzy ckm-y).
Uznanie podwładnych zdobył dowódca pułku który osobiście poderwał żołnierzy (z 5 lub 6 kompanii) do ataku. Okazało się także, że warto mieć żołnierskie szczęście. Jeszcze zanim partyzancki atak rozwinął się na dobra dowódca niemieckiego odcinka niespodziewanie przerwał ogień i wycofał się z zajmowanych stanowisk. Dlaczego? Jedne źródła poddają, że zorientował się, że na swoich tyłach ma partyzancki oddział (chodzi o kompanię „Jędrusie”) inne natomiast mówią, że wystraszył się jedynego działka ppanc., które znajdowało się w kompanii „Zawiszy”. Pocisk moździerzowy, który wybuchł obok spłoszył konie, kute wyrwały się wozakowi i w pełnym galopie pędziły na niemieckie pozycje, tuz przed nimi skręciły odsłaniając działko co ponoć było powodem niemieckiego odwrotu.
Po niemieckiej rejteradzie zgrupowanie 2 pułku ubezpieczane przez II batalion ruszyło z Królewca w kierunku wsi Salata, aby następnie przez Gliniany, Stanowiska i Kłucko przejść w rejon wsi Pałęgi i Filipy oraz skraju lasu koło Jóźwikowa.
Podsumowanie - straty
Po niemieckiej stronie w operacji przeciwpartyzanckiej wzięło udział kilka tysięcy żołnierzy wspartych artylerią i wozami pancernymi. Główne niemieckie siły: 7 pułk zmotoryzowany (atakujący na Miedzierzę) nie osiągnęły zamierzonego celu dzięki dobrze przygotowanej linii obrony wykorzystującej przeszkody naturalne.
Według meldunku dowódcy 2 DP AK dywizji Niemcy stracili około 120 ludzi, ale brak jest dokładnych raportów. Do strat nieprzyjaciela należy doliczyć zniszczone dwa wozy pancerne oraz zniszczone 6-8 samochodów ciężarowych oraz terenowych.
Zadziwiająco niskie są straty oddziałów AK. Zginęło łącznie 3 żołnierzy. Dwóch z II batalionu 3 ppLeg i jeden ze zwiadu konnego 2 pułku. Zaginęło 8 żołnierzy z kompanii „Habdanka” i jeden z 8 kompanii por. Antoniego Krupy „Witold”. Nie znamy dokładnej liczby rannych choć ci niewątpliwie byli.
Odpoczynek, zrzut i reorganizacja: 21-25 września 1944 r.
Dotarcie oddziałów do wyznaczonego rejonu było szansa na kilkudniowy odpoczynek i przyjęcie zrzutów lotniczych. Czas ten wykorzystano także do szkolenia żołnierzy.

21 września rano oddziały dotarły w wyznaczony rejon zajmując wyznaczone miejsca. Usytuowanie pułków w terenie było korzystne i łatwe do obrony bowiem dojścia do nich broniły także stawy, mokradła, bezdroża i trudne do przebycia piachy.
Dowództwo zajęło następujące kwatery:
-sztab i dowództwo Korpusu Kieleckiego AK – dwór Krasówek,
-sztab i dowództwo 2 DP AK – osada młyńska Podłazie
Poszczególne pułki rozlokowano następująco:
2 ppLeg.
Zajmował lasy na północny wschód od wsi Radków w następującym ugrupowaniu:
-I batalion „Nurta” na południe od Nidy, z ubezpieczeniami na kierunku wsi Podłazie i młyna Barycz,
-II batalion „Tarniny” na północ od gajówki Polichno, z ubezpieczeniami na kierunku drogi Radków – Kossów.
-III batalion „Pochmurnego” na wschód od cegielni w Radkowie, z ubezpieczeniami na kierunku drogi Radków – Krasów.
3 ppLeg. zajmował lasy koło wsi Zakrzów i Krzepin,
4 ppLeg. zajmował las na północny wschód od wsi Radków,
21/22 września zrzut lotniczy

W nocy z 21 na 22 września 1944 roku trzy samoloty miały wykonać zrzut lotniczy na placówkę odbiorczą (bastion) o kryptonimie „Rozmaryn 213” zlokalizowaną koło wsi Czaryż.
Z trzech samiolotów doleciał tylko jeden na jego pokładzie znajdowała się LIX ekipa skoczków, która w ramach operacji lotniczej „Przemek 1” ( sezon operacyjny „Odwet”) miała zostać przerzucona do kraju.
Do okupowanej Polski przerzucono sześciu cichociemnych. Byli to podporucznik Marian Leśkiewicz „Wygoda”, pułkownik Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk 2”, podporucznik Zenon Sikorski „Pożar”, porucznik Tadeusz Sokół „Bug 2”, major Aleksander Stpiczyński „Klara” oraz plutonowy Kazimierz Śliwa „Strażak”.
Zrzut skoczków oraz broni przyjął oddział I batalionu 3 Pułku Piechoty Legionów AK, dowodzony przez kpt. Jerzego Niemcewicza „Kłos”.
Jeszcze tej samej nocy Cichociemni wraz z materiałem zrzutowym zostali zapewne przewiezieni do dowództwa Korpusu Kieleckiego (Krasówek) bądź do dowództwa 2 Dywizji Piechoty Podłazie).
Zrzut odbył się w godzinach 00.12 – 00.25. W czterech nalotach na placówkę zrzucono skoczków oraz dwanaście zasobników i dwie paczki. Skoczkowie przerzucili także 303 tys. dolarów w banknotach, 3,6 tys. dolarów w złocie oraz 3 miliony złotych na potrzeby AK.
Reorganizacja: 23-25 września
Prawdopodobnie od 23 września przystąpiono do reorganizacji oddziałów wchodzących w skład 2 DP. Głównym motorem zmian był jeden z cichociemnych - pułkownik Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk II”. Zmiany rozpoczęto od reorganizacji 2 pułku, który kwaterował najbliżej od Podłazia gdzie znajdowała się kwatera 2 dywizji.
2 pułk był reorganizowany na podstawie schematów przywiezionych z Włoch. Zmiany dotyczyły struktury oddziału oraz obsady stanowisk. Część oficerów i żołnierzy odchodziło z różnych powodów do konspiracji i w wielu przypadkach trudno je było uchwycić.
W wyniku reorganizacji obsada dowództwa pułku przedstawiała się następująco:

Dowódca pułku: ppłk Antoni Wiktorowski „Kruk”
Oficer na stażu: pułkownik Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk II” – niektóre materiały przypisują mu różnorakie funkcje w dowództwie Korpusu Kieleckiego bądź w 2 Dywizji Piechoty, ale są one mylne. W oczekiwaniu na decyzję Komendy Głównej co do jego przydziału pozostawał na stażu przy 2 pułku.
Oficer taktyczny: mjr. Jerzy Banaszak „Sum”
Adiutant: ppor. Jan Lednicki „Bogdan”
Dowództwo pułku:
Oficer ordynansowy: ppor. Stefan Franaszczuk „Orlicz”,
Kapelan: ks. Mjr Jerzy Brodecki „Szkarłatny Kwiat”,
Oficer sanitarny: dr. Władysław Chachaj "Andrzej”
Oficer informacyjny: ppor. Paweł Sowa "Wielopolski”,
Oficer oświatowy: ppor. Stanisław Szwarc "Roman”,
Dowódca żandarmerii: wach. Jan Sońta „Orzeł” – zastąpił na stanowisku por. Dionizego Mędrzyckiego "Reder",
Kwatermistrzostwo:
Kwatermistrz: por. Franciszek Pokrzywiński „Max” (zastąpił kpt. Jan Płaneta „Skiba”)
Oficer uzbrojenia: por. Stanisław Listopad „Włodzimierz”,
Oficer mundurowy:: por. Andrzej Godlewski „Karcz”,
Płatnik: ppor. Jan Pawlik „Baca”
Batalion „A”
Dowódca: mjr. Eugeniusz Gedymin Kaszyński „Nurt”,
Z-ca dowódcy: kpt. Stanisław Pałac „Mariański”,
Adiutant: kpt. Leszek Popiel „Antoniewicz”,
Kompania A 1
Dowódca: por. Władysław Czerwonka „Jurek”,
Kompania A 2
Dowódca: por. Marian świderski „Jurek”,
Kompania A 3
Dowódca: chor. Tomasz Waga „Szort”,
Kompania A 4
Dowódca: por. Jerzy Stefanowski „Habdank”,

Batalion „B”
Dowódca: por. Marian Janikowski „Kmicic” – zastąpił kapitana Tadeusza Pytlakowskiego „Tarnina”, a powody są opisane w życiorysie tego ostatniego.
Adiutant: ppor. Jerzy Baworowski „Krystian”,
Kompania B 1
Dowódca por. Roman Niewójt „Burza”,
Kompania B 2
Dowódca: por. Tadeusz Sokół „Irkuz” – zastąpił awansowanego do kapitana Kazimierza Olchowika „Zawiszę”, który został przeniesiony do sztabu dywizji jako zastępca oficera taktycznego.
Kompania B 3
Dowódca: por. Jerzy Stergerwald „Rozłóg”,
Batalion „C”
Dowódca: kpt. Stefan Kępa „Pochmurny”,
Adiutant: ppor. Witold Józefowski „Miś”,
Kompania C 1
Dowódca: por. Wacław Czosnek „Polny”,
Kompania C 2
Dowódca: por. Antoni Krupa „Witold”
Kompania C 3
Dowódca: ppor. Klemens Dyksiński „Władysław” – zastąpił ppor. Jakuba Gutowskiego „Topór”, który objął organizowaną przy dowództwie pułku kompanię dowodzenia.
Kompania dowodzenia
Dowódca: ppor. Jakub Gutowski „Topór”
Podporządkowano mu samodzielne dotąd plutony:
-pluton saperów: dowódca ppor. Ryszard Michniewicz ‘Wyrwa”,
-pluton łączności: dowódca st. Sierż. Stanisław Mróz „Zawada”,
-pluton zwiadu konnego: dowódca ppor. Jerzy świężyński „Wład” – zastąpił dotychczasowego dowódcę (por. Stanisław Skotnicki „Bogoria”).

Planowano także utworzenie kompanii broni ciężkiej pułku. Miała ona się składać z następujących jednostek:
-pluton ciężkich karabinów maszynowych (Browning wz. 30)
-pluton broni stromowej (moździerze 81 mm),
-pluton przeciwpancerny (działko ppanc. Oraz wszelkiego rodzaju rusznice ppanc).
W tym przypadku reorganizacji nie ukończono przed bitwą pod Radkowem, a późniejsze zmiany nie pozwoliły na jej utworzenie.
Kryptonimy
Wraz z reorganizacją przeprowadzono zmianę nazw pododdziałów. Niestety większości zmian nie udało się uchwycić bowiem obowiązywały one tylko kilka dni, a i tak nie znalazły uznania wśród wojska, które było przyzwyczajone do dotychczasowej numeracji bądź zwyczajowych nazw.
Pułk otrzymał prawdopodobnie kryptonim „Prom”.
Dotychczasowy I batalion miał teraz numerację A i prawdopodobnie kryptonim „Aligator”. Poszczególne kompanie otrzymały nazwy zaczynające się na literę A. Jedna z kompanii miła kryptonim „Aligator” – brak szczegółów które kompanie jakie przyjęły kryptonimy.
Dotychczasowy II batalion miał teraz numeracje B i prawdopodobnie kryptonim „Bizon”. Kompania 4 otrzymała kryptonim „Bobry”, kompania 5 kryptonim „Borsuki” a co do 6 kompanii brak danych. Kryptonimy nie znalazły uznania wśród wojska, a np. 4. Kompania „Jędrusie” wyraziła jasny sprzeciw zastąpienia jej tradycyjnej nazwy.
Dotychczasowy III batalion otrzymał teraz numerację C i prawdopodobnie kryptonim „Centaur”. Być może poszczególne kompanie miały kryptonimy: „Czaple”, "Czajki”, ale brak jest bliższych danych.
Bitwa pod Radkowem - 26 września 1944 r.
Bitwa pod Radkowem zakończyła kilkudniowy okres odpoczynku i względnego spokoju. Po wielu latach od wydarzeń mamy jednak błędne wyobrażenie, że w walce brały udział jedynie oddział 4 ppLeg. Walki toczył też 2 ppLeg. Poniżej przedstawiamy całościową historię bitwy.
Obóz warowny

Jak pamiętamy oddziały AK dotarły w okolicę 21 września rano i zajęły wyznaczone miejsca. Usytuowanie pułków w terenie było korzystne i łatwe do obrony bowiem dojścia do nich broniły także stawy, mokradła, bezdroża i trudne do przebycia piachy. Całość sprawiało wrażenie obozu warownego zabezpieczonego z każdego kierunku.
Dowództwo i poszczególne pułki rozlokowane zostały w następujący sposób:
-sztab i dowództwo Korpusu Kieleckiego AK – dwór Krasówek,
-sztab i dowództwo 2 DP AK – osada młyńska Podłazie
2 ppLeg. - zajmował lasy na północny wschód od wsi Radków w następującym ugrupowaniu:
-I batalion „Nurta” na południe od Nidy, z ubezpieczeniami na kierunku wsi Podłazie i młyna Barycz,
-II batalion „Kmicica” na północ od gajówki Polichno, z ubezpieczeniami na kierunku drogi Radków – Kossów (prawdopodobnie od 23 września dowództwo obejmuje por. Marian Janikowski „Kmicic”
-III batalion „Pochmurnego” na wschód od cegielni w Radkowie, z ubezpieczeniami na kierunku drogi Radków – Krasów.

4 ppLeg. - zajmował las na północny wschód od wsi Radków z następującym usytuowaniem:
-I batalion, dowódca Michał Szrek „Zapała”, w widłach dróg Radków – Sulików i Radków – Zagórcze z ubezpieczeniami nad stawami w kierunku Radkowa i na skraju lasu na kierunku wsi Sulików,
II batalion, dowódca kpt. Władysław Czaja „Eustachy” biwakował w lesie, w pobliżu koty 252, z ubezpieczeniami na kierunku wsi Bałków i Zagórcze.
Trochę dalej znajdował się 3 ppLeg., który kwaterując w okolicach wsi Krzepice, Zwierzyniec i Zakrzów stanowił ubezpieczenie od strony północnej.
Warto dodać, że w omawianym okresie w oddziałach przeprowadzano reorganizację. Cześć oficerów i żołnierzy odchodziło do konspiracji co zostało opisane we wcześniejszym rozdziale.
Niemieckie przygotowania: 23 – 25 września
Już od 23 września wywiad AK meldował o pojawianiu się w okolicy nowych niemieckich sił. Początkowo nie było wiadomo czy to przygotowanie do operacji przeciwpartyzanckiej czy normalne przegrupowanie sił w pasie przyfrontowym. Zrzut lotniczy oraz intensywna praca radiostacji dowództwa Korpusu Kieleckiego i poszczególnych jednostek AK wskazał niemcom rejon kwaterowania dowództwa. Późniejsze kierunki uderzeń potwierdzają to twierdzenie.
Czas podczas którego oddział biwakował w lesie wykorzystano na przeprowadzenie reorganizacji niektórych oddziałów oraz na odpoczynek. Z racji względnego spokoju dowództwo zgodziło sie aby w rejonie kwaterowania batalionu Eugeniusza Kaszyńskiego "Nurta" zorganizować w dniu 24 wrzesnia - niedziela, polową mszę świętą. Do naszych czasów przertwały zdjęcia wykonane wtedy przez ppor. czasu wojny Feliksa Konderko "Jerzy".
Do leśnego obozowiska batalionu Eugeniusza Kaszyńskiego "Nurt" dotarli oficerowie z pozostałych batalionów 2 ppLeg. oraz cichociemny pułkownik Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk 2”.

Zestaw zdjęć wykonanych przez Feliksa Konderko dokumentuje nie tylko samą mszę święta, ale także rozmowy żołnierzy z cichociemnymi. Mówimy z cichociemnymi bowiem postój pułku odwiedziło poza "Krukiem II" także czterech innych cichociemnych.
To właśnie 24 września (według nas) wykonano pamiątkowe zdjęcia. W niektórych opisach (Ośrodek Karta) podaje się, że zdjęcie grupowe (prezentowane niżej) zostało wykonane 25 września, ale w Czaryżu - jest to niemożliwe bowiem w przyjmowaniu zrzutu nie brał udziału 2 pułk (czyli nie było tam jego oficerów), a zgodnie z zasadami bezpieczeństwa zrzutkowie oraz materiał wojenny powinny być ewakuowane z miejsca zrzutu natychmiast po jego przyjęciu.
Na zdjęciu (od lewej): por. Marian Janikowski „Kmicic”, NN – cichociemny, pchor.. Romuald Szumielewicz „Gwer”, pchor. Stanisław Borkowski „Tatar”, por. Stanisław Listopad „Włodzimierz”, pchor.. Mieczysław Młudzik „Szczytniak”, NN – cichociemny, ppor. Stanisław Wiącek „ Inspektor”, ppor. Mieczysław Pawlikowski „Baca”, lekarz Adam Browar-Paszkowski „Lepszy”, Lekarz Władysław Chachaj „Andrzej”, por. Tadeusz Sokół „Irkus” – cichociemny, kpt. Tadeusz Pytlakowski „Tarnina”, kpt. Stefan Kępa „Pochmurny”, ppor. Zygmunt Bujakowski „Nagan”, mjr. Michał Mandziara „Siwy”, płk Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk II”, ppor. Jakub Gutkowski „Topór”, kpt. Eugeniusz Kaszyński „Nurt”, kpt. Tadeusz Struś „Kaktus”, NN – cichociemny, kpt. Jan Płaneta "Skiba”, pchor. Stanisław Szwarc-Bronikowski „Roman”, por. Stanisław Pałac „Mariański, por. Władysław Czerwonka „Jurek”, ppor. Lucjan Januszewski „Longin”, por. Marian Swiderski „Dzik”, por. Leszek Popiel "Antoniewicz”, por. Józef Kempiński „Krótki”, ks. kapelan Zygmunt Głowacki „Jaskólski”, lekarz Edmund Grenda „Hanusz”, ppor. Julian Kocko „Lulek”, wach. Tomasz Wójcik „Tarzan”.

25 września wzrosła aktywność niemieckiego lotnictwa. Dwa samoloty Me-110 ostrzelały kwaterę dowództwa Kieleckiego Korpusu AK stacjonującą w dworze w Krasówku. Miało to zapewne związek z rozpracowaniem pozycji sztabu gdzie bardzo intensywnie pracowały radiostacje prowadząc korespondencję z dowództwem na Zachodzie. Sztaby prowadziły intensywne działania bowiem w kolejnych dniach planowano przenieść się do północnej części powiatu włoszczowskiego.
Nadciągają główne niemieckie siły – 26 września
Około godziny 10 w Radkowie przebywał patrol pod dowództwem plutonowego Mieczysława Kazimierskiego „Orkan”, który raportował, że we wsi i okolicy panuje spokój. Wywiad AK podawał już w tym czasie o ruchu czołgów na szosie Nagłowice – Szczekociny.
Prawdopodobnie około godziny 12 do Radkowa dotarły pierwsze niemieckie oddziały przeznaczone do akcji zaczepnej. Początkowo siły niemieckie nie przejawiały ochoty do ataku: żołdacy zajęli się szukaniem po wsi jedzenia. Jak się później okazało siły te czekały na czołgi.
Przed godziną 13 siły niemieckiej grupy przeznaczonej do walki zostały w całości zgrupowane w Radkowie. Na miejscu znajdowało się ok. 800 ludzi. Była to piechota, żandarmeria i żołnierze Luftwaffe z lotniska polowego w Nagłowicach-Ślęcinie. Wsparcia udzieliło im także 6 czołgów i 4 transportery opancerzone.
Niemiecki atak przez groblę na stawach
Około godziny 13 Niemcy przystąpili do działania. Część ich sił – prawdopodobnie około 500 żołnierzy wspartych transporterem opancerzonym z wmontowanymi działkami plot i trzema czołgami ruszyło groblą pomiędzy stawami aby wejść do lasu i skierować się drogą na Sulików, a następnie na Krasów. Było to główne niemieckie uderzenie.

Na drodze którą poruszała się niemiecka kolumna stały oddziały I batalionu 4 ppLeg. Służbę tego dnia pełniła 2 kompania, którą dowodził Edward Skrobot „Wierny”. Jedna z jego drużyn z jednym karabinem maszynowym zabezpieczała szosę od strony Radkowa przy mostku na stawach. Dysproporcja sił była olbrzymia. Był to niewątpliwy błąd dowództwa batalionu i pułku, które co najmniej od dwóch godzin wiedziały o niemieckich przygotowaniach do ataku. Był to czas aby przygotować własną linię obrony, ale został zmarnowany.
Oddajmy głos dowódcy 3 kompanii z I batalionu 4 pułku. Leon Stola „Dąb” tak opisał wydarzenia:
„…3 kompania zaznawała tego dnia błogiego odpoczynku i żaden z jej żołnierzy nie musiał pełnić służby. Pełniła ją 2 kompania i jedna z jej drużyn z jednym karabinem maszynowym zabezpieczała szosę od strony Radkowa przy mostku. Kiedy dwa plutony mojej kompanii były już po obiedzie, a trzeci wraz ze mną w tym czasie kończył obiad, usłyszeliśmy strzały z broni maszynowej z kierunku Radkowa. Zarządziłem alarm. Trzy moje plutony w ciągu 2 minut były przy mnie gotowe do walki. Gotowość bojowa obowiązywała zawsze i wszędzie, nawet w czasie posiłku żołnierz nie mógł rozstawać się z bronią. Ruszyliśmy w kierunku, skąd dochodziły strzały. Odległość do skraju lasu i placówki przy mostku od miejsca naszego biwaku wynosiła 200-300 metrów. Od spotkanego dowódcy placówki 2 kompanii dowiedziałem się w biegu, że Niemcy silnym oddziałem wdarli się do lasu, a załoga placówki po wymianie strzałów wycofała się. Rozdzieliłem więc plutony w ten sposób, że 1 pluton pod dowództwem por. Józefa Mrożkiewicza „Brzozy” usytuowałem w kierunku wprost na mostek, a 2 i 3 pluton na jego skrzydłach, na równej wysokości. Następnie dałem komendę – „Bagnet na broń” i z okrzykiem „hurra” ruszyliśmy do przodu.
„Dęby” w kontrataku
Leon Stola „Dąb”, dowódca 3 kompanii - na zdjęciu obok, tak wspomina kolejne wydarzenia, które miały miejsce zapewne około godziny 14:
„..Niemcy nie wytrzymali naszego uderzenia i zaczęli wycofywać się z lasu. Nie było to jednak dla nich sprawą łatwą, gdyż mogli biec tylko drogą między stawami, którą poprzednio nadeszli. 1 pluton mojej kompanii osiągnął mostek, a pchor. „Długi” Radosz, ustawił w odpowiednim miejscu przy mostku swój karabin maszynowy i wziął pod ostrzał szosę na Radków. Por. „Brzoza” natomiast całą siłą ognia 1 plutonu, łącznie z piatem, powstrzymał nacierających Niemców w odległości około 200 metrów od skraju lasu.”
Zanim przedstawimy kolejne wydarzenia musimy wyjaśnić, że kompania „Dęba” nie wyparła z lasu całej kilkusetosobowej niemieckiej grupy, a jednie idące na jej końcu oddziały. Pomimo to uchwycenie mostku na jedynej drodze przez stawy sprawiło, że skomplikowała się sytuacja niemieckiej grupy. Miała ona odciętą drogę powrotu! Do działań tej grupy jeszcze powrócimy.
Po zajęciu stanowisk „Dąb” wysłał do dowództwa batalionu meldunek o opanowaniu sytuacji oraz prośbę o zabezpieczeniu jego skrzydeł. W odpowiedzi dowiedział się, że na jego prawym skrzydle stanowiska zajęła 1. kompania Mariana Sołtysiaka „Barabasza”, a na lewym 2. kompania Edwarda Skrobota „Wiernego”.
Dowództwo uznało jednak, że mostek jest tak ważnym miejscem, że należy go zaminować. Operację przeprowadzili żołnierze z plutonu saperów 4 ppLeg. pod dowództwem por. „Szpadla”.
Walka o mostek
Zgodnie z przewidywaniami Niemcy chcieli odzyskać panowanie nad kluczowym mostkiem stąd walka nie ustawała ani na chwilę. Tak opisywał ją dowódca kompanii:

„…Dwa moje plutony, tj. 2 i 3, nie mogły wziąć większego i bardziej skutecznego udziału w walce, gdyż stanowiska ich znajdowały się na niskim, bagnistym i zakrzewionym terenie, bez dobrej widoczności przedpola. Z tego powodu karabin maszynowy 3 plutonu ppor. „Czajki” nie mógł prowadzić skutecznego ognia. Żołnierze poradzili sobie w ten sposób, że ścięli drzewo i ustawiwszy na takim podwyższeniu karabin, rozpoczęli ogień. Okazało się to jednak bardzo niefortunnym rozwiązaniem, gdyż karabin i jego obsługa byli bez osłony, stanowiąc dobry cel dla wroga. Niemcy po jakimś czasie odkryli karabin i trafili serią celowniczego w pierś i taśmowego, obrywając mu lewe ramię.”
O skali walk niech świadczy, że Niemcy używali na tym odcinku także samolotów, które zrzucały wiązki granatów. Nie mamy pełnych danych jakie straty poniosły oddziały 4 pułku od ostrzału z samolotów. Prawdopodobnie rannych zostało dwóch lub trzech żołnierzy, w tym jeden powtórnie w szpitalu polowym w Sulikowie.
Podczas walki doszło też do ujawnienia szpiega lub szpiegów! W swoich zapiskach dowódca 3 kompani zapisał: „…Po odparciu Niemców od mostku, również por. „Brzoza” wysłał meldunek do dowództwa. Goniec „Stalowy” Chmielewski, biegnąc z meldunkiem przez las, napotkał starszego mężczyznę w cywilu, którego zaaresztował i doprowadził do dowództwa. Tam okazało się, że jest to szpieg, który już od dłuższego czasu krążył po lesie w ślad za partyzantami i naprowadzał na nich Niemców.”
Na podobny ślad natrafiamy też, we wspomnieniach innych żołnierzy. M.Sołtysiak „Barabasz” zanotował, że niemiecki agent został odkryty podczas boju pod Radkowem. Miał on dołączyć do 4. pułku jeszcze w Oblęgorku. W innych relacjach znajdujemy zapiski, że był to mieszkaniec Łącznej koło Kielc którego Niemcy zwerbowali obietnicą uwolnienia aresztowanego syna, żołnierza AK.
Czy chodziło o tą samą osobę? Czy byli to dwaj różni agencji? Szansa na rozwikłanie tej tajemnicy jest mała.
Dodajmy jeszcze, że żołnierze AK utrzymali swoje pozycje aż do wieczora tracąc tylko dwóch zabitych i jednego rannego (spis na końcu rozdziału). W pierwszej fazie walki, gdy żołnierze AK gonili Niemców, zdobyto 3 karabiny maszynowe, kilka karabinów oraz broń i umundurowanie.
Niemiecki zagon pancerny

Dla jasności sytuacji musimy powrócić do godziny 13, kiedy to niemiecki zagon pancerny złożony z trzech czołgów i jednego transportera przejechał przez mostek przy stawach. Po zepchnięciu ubezpieczenia grupa ta podążała w kierunku Krasowa z zamiarem osiągnięcia kwater dowództwa Kieleckiego Korpusu AK i 2 Dywizji Piechoty.
Żołnierze znajdujący się na końcu tej kolumny, zaatakowani przez kompanię „Dęba”, wycofali się w kierunku Radkowa co opisaliśmy powyżej.
We wspomnieniach żołnierze AK podają, że główna grupa liczyła około 400 żołnierzy Luftwaffe i żandarmerii. Siły te wspierane przez 3 czołgi i jeden transporter dotarły w okolice wsi Krasów, ale do pokonania miały jeszcze torfowiska nad rzeczką Krzepińską. Podmokły teren sprawił, że ciężkie pojazdy nie odważyły się na niego wjechać. Rozwinięci w tyralierę żołnierze także nie chcieli ryzykować wyjścia na otwartą przestrzeń bez wsparcia czołgów. Ostatecznie pancerny zagon skręcił w kierunku Sulikowa i oczekiwał na dalsze rozkazy od niemieckiego dowództwa.
Samo pojawienie się niemieckiego zgrupowania w okolicy kwater sztabów AK było sytuacją niebezpieczną. Podmokły teren i rzeczka były dla Niemców trudną przeszkoda, ale dowództwo podjęło decyzję o ewakuacji.
Jako pierwszy z dworu w Krasówku ewakuował się sztab Kieleckiego Korpusu AK z Komendantem Okręgu na czele. Sztab przeniósł się prawdopodobnie do dworu w Krzepinie gdzie znalazł się pod osłoną 3 ppLeg.
Niedługo później młyn w Podłaziu opuścił także sztab 2 Dywizji Piechoty Legionów. Jej dowódca, płk. „Lin” zdecydował, że na najbliższy czas za kwaterę obierze zabudowania gajówki Zwierzyniec także na terenie obstawianym przez 3 ppLeg.
Tak więc Niemcom nie udało się zniszczyć sztabów, które opuściły zagrożony teren.
Do działań niemieckiego zagonu pancernego jeszcze powrócimy.
Przygotowania do ataku na 2 pułk piechoty
W naszej opowieści musimy powrócić do godziny 13 gdy ruszyło niemieckie natarcie przez mostek co opisywaliśmy do tej pory. Zapewne w tym samym czasie Niemcy wyprowadzili natarcie pomocnicze w którym brała udział nieznana liczba żołnierzy (około 300) wspieranych przez trzy transportery opancerzone i trzy czołgi.

Siły te miały nacierać na kierunku Krasowa i Podłazia, ale przyjęto tu inną technikę prowadzenia walki. Oddziały niemieckie ostrzelały najpierw znajdujące się w lesie oddziały.
W tym momencie warto dokładnie umiejscowić poszczególne kompanie.
I batalion dowodzony przez mjr Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta” osłania północną lizjerę lasu na kierunku wsi Podłazie. Z racji, że teren jest podmokły, a dodatkową barierą jest rzeka Nida stanowiska zajmują jedynie dwie kompanie, a pozostałe znajdują się w odwodzie.
II batalion dowodzony jest już w tym czasie przez por. Walentego Ciszka „Kmicica” (efekt reorganizacji) i zajmuje stanowiska na południowym skraju lasu na kierunku Kwiliny i Kossowa mając na przedpolu drogę Radków – Kossów. Poszczególne kompanie usytuowane były w następujący sposób:
-4. kompania „Jędrusie” dowódca por. Roman Niewójt „Burza”, pomiędzy kompaniami 5 i 6.
-5. kompania dowódca por. Tadeusza Sokoła „Irkuz” – na styku z 7. kompanią, w oparciu o gajówkę Polichno
-6. kompania dowódca por. Jerzy Sztajgierwald „Rozłóg” – broni leśnej drogi z Kossowa do Podłazia i Dąbia i dozoruje mokradła na wschód od tej drogi,
III batalion dowodzony przez kpt. Stefana Kępę „Pochmurnego” zajmował zachodnią lizjerę kompleksu leśnego oraz fragment południowej.
-7. kompania dowódca por. Wacław Czosnek „Polny”– zamykała śródleśną drogę z Radkowa do Podłazia zajmując stanowiska najbliżej Radkowa,
-8. kompania dowódca por. Antoni Krupa „Witold” – na wysokości cegielni w Radkowie,
-9. kompania dowódca ppor. Klemens Dyksiński „Władysław” – obsadza północny odcinek lasu, w pobliżu Nidy.
Niemiecki atak na 2 pułk piechoty

Jak już wspomnieliśmy na tej arenie walki Niemcy rozpoczęli od ostrzału zachodniej i południowej wizjery lasu. Od niemieckiego ognia zapaliła się gajówka Polichno.
Partyzanckie bataliony nie dały się sprowokować i nie odpowiedziały ogniem. Dowódcy nakazali aby na lizjerze pozostały posterunki alarmowe, a podczas ostrzału większość sił cofnęła się do lasu. Powróciły one dopiero na stanowiska z chwilą gdy Niemcy ukazali się na przedpolu. Pozwoliło to uniknąć większych strat.
Niemcy wyprowadzili uderzenie na dwóch kierunkach:
-z rejonu cegielni na kompanię „Witolda”, która odpuściła Niemców na bliską odległość i odparła po krótkiej walce.
-wzdłuż drogi do Podłazia zaatakowana została kompania „Polnego”, która odparła Niemców,
Drugi atak na 2 pułk piechoty
Zaskoczeni Niemcy po powrocie na pozycje wyjściowe obłożyli skraj lasu ostrzałem broni maszynowej i działek szybkostrzelnych, a do pomocy przy rozpoznaniu wezwano lotnictwo.
W tym czasie przy III batalionie „Pochmurnego”, który wziął na siebie główny ciężar walki przebywało dowództwo 2 ppLeg. z ppłk. Antonim Wiktorowskim „Krukiem” na czele i Cichociemnym „Krukiem II” (Nakoniecznikoff-Klukowski).
Po ostrzale Niemcy ponownie ruszyli do ataku. Główny nacisk położyli wzdłuż drogi na Podłazie gdzie stanowiska zajmowała 7. kompania której dowódcą był por. Wacław Czosnek „Polny”.
Już na początku ataku Niemcy silnie ostrzelali kompanię ogniem broni maszynowej i działek szybkostrzelnych z trzech transporterów opancerzonych. Po takim preludium do szturmu ruszyła piechota pod osłoną czołgów i transporterów. Już w pierwszych minutach walki ciężko ranny został dowódca kompanii por. „Polny”. Dowództwo natychmiast objął ppor. Marian Osuch „Sten”. W tym samym czasie kilku żołnierzy zostało ciężko bądź lekko rannych. Mimo to kompania dzielnie stawiała opór likwidując kilku Niemców i uszkadzając czołg. Ostatecznie niemiecki atak został odparty.
Równolegle Niemcy przeprowadzili także uderzenie wspomagające z kierunku cegielni na stanowiska 8. kompanii. Także ten atak został odparty.
„Kruk II” szykuje zasadzkę

Wydarzenia ostatnich godzin oraz napływające meldunki dały dowództwu AK pełny obraz sytuacji. Po latach nie jesteśmy w stanie powiedzieć kto był autorem śmiałej koncepcji zniszczenia niemieckich sił. Czy wysunął ją Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk II”, a akceptował Żółkiewski „Lin” czy to ten ostatni jako dowódca 2 Dywizji Piechoty wysunął taką idee, a miał ją realizować Cichociemny?
Pomysł polegał na zamknięciu sił niemieckich w swego rodzaju matni i wepchnięciu ich na stawy i mokradła pomiędzy radkowską cegielnią, Sulikowem i Krasowem. Operacją objęte miały być niemieckie siły znajdujące się w rejonie cegielni. Plan raczej nie obejmował pancernego zagonu, który nie miał jak powrócić do Radkowa, a o którym „Kruk II” nie wiedział.
Podstawą rozpoczęcia akcji było jednak nawiązanie łączności radiowej z dowódcą 4 ppLeg. by skoordynować wspólne natarcie. Niestety na radiowe sygnały odpowiadała jedynie radiostacja 3 pp, natomiast wywoływana radiostacja „czwartaków” milczała.
Dopiero po wojnie kpt. Józef Kundera „Orlik”, oficer z dowództwa 4 pułku, wyjaśnił, że dowódca tego pułku zabronił posługiwania się radiostacją, by nie naprowadzać samolotów niemieckich na pozycje pułku.
Operacja zaczepna spaliła na panewce i wszelkie gdybania czy miała ona szanse powodzenia są bezsensowne.
Pancerny zagon wraca do walki

Równolegle z próbą polskiej akcji zaczepnej kolejne decyzje podejmowało także niemieckie dowództwo. Pancerny zagon znajdujący się pomiędzy Krasowem, a Sulikowem otrzymał rozkaz przesunięcia się leśną drogą w kierunku Bałkowa, a następnie miał wykonać zwrot w kierunku Radkowa. Niemieckie dowództwo planowało wyjście w ten sposób na tyły I batalionu 4 ppLeg. zajmującego stanowiska przy mostku nad stawami w Radkowie. Plan był dobry i zapewne doprowadził by do rozbicia batalionu AK, ale….
Niemcy nie wiedzieli, że w okolicach Zagórcza stacjonuje nierozpoznany przez nich II batalion 4 ppLeg, którego dowódcą był kpt. Władysław Czaja „Eustachy”. Zapewne równolegle z niemieckim działaniami został on wezwany przez dowódcę pułku aby część sił przesunąć do wzmocnienia linii walki w okolicy stawów w Radkowie.
Maszerujące przez las oddziały AK natknęły się na przemieszczające się zgrupowanie niemieckie. Walka na bliskim dystansie uniemożliwiła użycie broni pancernej. Niemcy zostali wyrzuceni na bagniste łąki leżące na północ od drogi Krasów – Bałków gdzie ponieśli dotkliwe straty.
Dowódca niemieckiego pancernego zagonu uznał, że sytuacja jest dla jego zgrupowania niebezpieczna i wezwał na pomoc lotnictwo. Przyleciały cztery samoloty które ostrzelały pozycje obu pułków piechoty, partyzanckie szpitale w Sulikowie (4 ppLeg.) i szpital polowy 2 ppLeg. W obu jednostkach rannych zostało kilku żołnierzy. Na szczęście nie było ofiar śmiertelnych.
Prawdopodobnie od osłoną ognia samolotów pancerny zagon wycofał się z zagrożonego terenu.
Trzeci atak na 2 pułk piechoty

Siły niemieckie uznały, że ostrzał lotniczy prowadzony na pozycje III batalionu 2 ppLeg. pozwoli im przełamać pozycje obronne. Oddziały piesze wspierane przez broń pancerną natarły od strony cegielni na pozycje kompanii „Witolda”. Żołnierze AK przyjęli natarcie na bliskim dystansie, przy użyciu całej posiadanej broni. Użyta została także broń przeciwpancerna co ostudziło niemieckie zapędy. Jeden z czołgów został zapalony, co widząc pozostałe wycofały się pod cegielnię. Za czołgami wycofała się niemiecka piechota.
Był to ostatni akord walki. Odtąd prowadzono tylko sporadyczną wymianę ognia, a wraz z zapadnięciem ciemności oddziały niemieckie odeszły w kierunku Moskarzewa. Oddziały AK nie poszły za nimi, ale pozostały na miejscu i dopiero około godziny 21 opuściły swoje stanowiska odchodząc w wyznaczone rejony.
Straty niemieckie
Niewątpliwie straty strony niemieckiej były znaczne, ale dokładne oszacowanie wielkości jest trudne. Niektóre relacje żołnierzy AK podają, że Niemcy stracili w walce ok. 150 ludzi. Wydaje się to na zawyżony szacunek, choć biorąc pod uwagę, że strona atakująca ponosi zawsze duże straty można przyjąć, że jest to górna granica.
O wiele bardziej prawdopodobny wydaje się szacunek adiutanta 2 ppLeg., który podaje, że w walce ze wszystkimi oddziałami 2 Dywizji Piechoty zginęło tego dnia 82 niemieckich szeregowych i żołnierzy.
Niestety brak jest źródeł niemieckich. Jedyny dostępny meldunek podaje, że podczas walki Wehrmacht utracił 12 żołnierzy! Musimy jednak pamiętać, że zdecydowana większość biorących udział w walce to żołnierze Luftwaffe nie uwzględniani w tym meldunku.
Straty polskie
Należy przyznać, że oba biorące udział w walce pułki poniosły stosunkowo niewielkie straty. Łącznie w walce zabitych zostało 4 żołnierzy i 18 rannych, z których dwóch zmarło później w wyniku odniesionych ran. Łącznie zginęło więc 6 żołnierzy.
Ciężko ranni – niezdolni do dalszej walki zostali odtransportowani do zakonspirowanych miejsc w celu dalszego leczenia. Zostali przewiezieni na kwatery w miejscowościach Oksa, Węgleszyn, Lipno i innych.
Trzeba jednak zaznaczyć, że liczba 18 rannych odnosi się do żołnierzy wymagających pomocy lekarskiej. To ważne zastrzeżenie bowiem byli też żołnierze , w liczbie 11, którzy odnieśli małe zranienia (najczęściej opatrzone na linii walki przez sanitariusza) i oni nie byli zaliczani do rannych w meldunku końcowym.
Poniżej prezentujemy imienną listę zabitych i rannych opracowaną przez P.Sieranta i zawartej w książce: 2 Pułk Piechoty Legionów Armii Krajowej.
Zabici z 4 ppLeg.
kpr. pchor. Jerzy Opolski „Wicher”,
strz. Wiesław Grzywalski „Lorens”,
strz. Bogdan Pietrucha „Suligowski”.
Ciężko ranni z 4. pułku piechoty:
Henryk Rainchold „Spłonka” – zmarł następnego dnia,
kpr. pchor. Julian Tutak „Prawdzic”,
strz. Witold Piotrowski „Boruta”,
strz. Henryk Jampst „Tatar II”.
strz. NN „Dąb”,
strz. NN „Kruszyna”,
Zabici z 2. pułku piechoty to:
-strz. NN „Krotochwil” (z plutonu gospodarczego)
Ciężko ranni z 4. kompanii 2. pułku piechoty:
ppor. Józef Szelest „Uszaty”,
kpr. pchor. Tadeusz Szewera „Łebek”
strz. Stefan Świerczek „Lew”.
Ciężko ranni z 7. kompanii 2. pułku piechoty:
por. Wacław Czosnek „Polny”,
Jan Wziątek „Jastrząb”,
pchor. Mirosław Ślimakowski „Wilga”,
pchor. Antoni Janicki „Grot” – zmarł po kilku tygodniach w lazarecie w Węgleszynie,
kpr. pchor. Czesław Krawczak „Cedro”,
strz. Zbigniew Jaskulski „Mewa”,
strz. Ludwik Nawrocki „Mur”,
strz. Wacław Witaszek „Rzymianin”,
Ranny z 8. kompanii 2. pułku piechoty:
strz. Nowak „Polanin”.
Tak więc w wyniku walk pod Radkowem poległo łącznie 6 żołnierzy z 2. i 4. pułków, a ciężko rannych było 16 żołnierzy.
Upamiętnienie

W lesie, w okolicach miejsca walki 4 ppLeg. Ak ustawiono lata później pomnik przy pominający wydarzenia z czasów II wojny światowej. Pomnik powstał w czasach komuny co widac na pierwszy rzut oka biorąc pod uwagę zamieszczoną tam "kuricę" zamiast wojskowego orła którym posługiwały się oddziały AK. Nie potrafimy tez wyjasnic dlaczego umieszono tam daty "1939-1944". Problematyczna jest oczywiście ta druga. W tym układzie powinna ona opisywac czas okupacji niemieckiej, ale ta zakończyła się dopiero w roku 1945...
O wiele bardziej kontrowersyjna jest treść inskrypcji. Przeczytamy na niek, że bitwe stoczyły oddziały AK i BCH. Jest to wierutne kłamstwo. W bitwie nie brały udziału oddziały BCH. Przy pełnym szacunku dla wysiłku zbrojnego tej organizacji w bitwie pod Radkowem nie brały udziału samodzielne oddziały BCH. Niewątpliwie w oddziałach Armii Krajowej byli zołnierze wywodzacy się z Batalionów Chłopskich, ale byli tez zołnierze wywodzacy się z PPS, NOW, NSZ czy innych organizacji. Nikt ich nazw nie wymienia w szczególny sposób.
Rozumiemy, że w czasach komuny był to sposób na "oszukanie" czerwonej władzy i upamiętnienie walki. Od lat Polska jest jednak krajem niepodległym i obywatele kraju zasługują chyba na prezentowanie na obeliskach prawdy!
Bitwa pod Lipnem - 29 października 1944 r.
Jeszcze wieczorem oddziały zgrupowania rozpoczęły 20-kilometrowy marsz, aby o świcie zapaść w lasach w okolicach Lipna. Dowódcy liczyli, ze tym razem uda się wymknąć obławie. Niemcy liczyli, że partyzantów uda się jak najszybciej osaczyć.
Odskok

28 października po zakończeniu walk major Adam Szajna „Roztoka” podjął decyzję o natychmiastowym opuszczeniu zagrożonego terenu o czym poinformował dowódców na naradzie. Prawdopodobnie jeszcze przed zapadnięciem zmroku oddziały wyruszyły z lasów kwilińskich i przekroczyły Nidę w rejonie wsi Podłazie kierując się na Dąbie. Jak podają materiały źródłowe niedługo później brzegi rzeki zostały obsadzone przez oddziały niemieckie zamykające pierścień okrążenia.
Tak jak poprzedniej nocy oddziały poruszały się w następującym szyku: zwiad konny, którego zadaniem było sprawdzenie terenu, pluton straży przedniej, I batalion 74 pp, tabory, II batalion 74 pp i jako straż tylna I batalion 2 ppLeg.
Po ponad 20-kilometrowym marszu oddziały zapadły w lasach majątku Lipno. Idące jako straż tylna kompanie 2 ppLeg. weszły do lasu już o świcie.
Ugrupowanie obronne
Dowództwo 7 Dywizji Piechoty, 74 pp, zwiad konny oraz pluton osłony radia zajęły kwatery we wsi Michałów. Dowództwo nakazało wszystkim oddziałom zajęcie obrony okrężnej.
Batalion 2 ppLeg. pod dowództwem Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurt”, który szedł w straży tylnej, jako ostatni wszedł do kompleksu leśnego i zajął stanowiska obronne w jego południowej części. Dowódca określił trzy kierunki ewentualnego zagrożenia tj. od Lasochowa i Wiśnicza ze wschodu, z kierunku Lipna z południa i od Przygradowa z południowego zachodu. „Nurt” tak rozmieścił swoje kompanie (były to już jednostki szczątkowe, liczące od 40 do 80 żołnierzy), że tworzyły rodzaj obozu warownego z wysuniętymi na przedpole czujkami.

Szczegółowy układ rozmieszczenia oddziałów:
- kierunek południowy od strony wsi Lipno zabezpieczała kompania Jerzego Stefanowskiego „Habdank”, która wystawiła na groblę pomiędzy stawami placówkę Romualda Szumielewicza „Gwer”
- kierunek południowo-zachodni od strony wsi Przygradów zabezpieczała kompania Władysława Czerwonki „Jurek” z wysuniętą placówką Izaaka Czyżyka „Adam”,
-kierunek wschodni od strony Lasochowa i Wiśnicza ubezpieczany był przez kompanię „Szorta” z wysuniętą placówką „Gajowego”,
-kierunek północny – droga z Kozłowa – także był dozorowany przez kompanię Tomasza Wagi „Szort”, która wystawiła tu placówkę Zdzisława Rachtana „Halny” (miała ona na skrzydle kontakt z 2 kompanią I bat. 74 pp)
-w odwodzie pozostawała kompania Mariana Świderskiego „Dzik”
Niemieckie rozpoznanie
Oddziały AK przez pierwsze godziny nie były niepokojone. Niemieckie dowództwo poszukiwało zapewne śladów partyzantów którzy wymknęli się z pierścienia okrążającego lasy kwilińskie. Spokój skończył się ok. godziny 10 gdy nadleciał niemiecki samolot rozpoznawczy „Storch”. Niemieckie rozpoznanie lotnicze zadowoliło się wykryciem oddziałów „Nurta” i nie było kontynuowane w głębi lasów gdzie stacjonował 74 pp co miało później swoje konsekwencje.
Prawdopodobnie w tym samym czasie do zgrupowania powróciła ta część zwiadu konnego która odprowadzała ppłk Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowskiego „Kruk” do Raszkowa.
Na godzinę 13.00 major „Roztoka” zarządził w swojej kwaterze odprawę z dowódcami batalionów oraz kompanii (z 74 pp). Dowódcę batalionu 2 ppLeg. reprezentował Leszek Popiel „Antoniewicz”, adiutant dowódcy
Prawdopodobnie już podczas odprawy oficerowie słyszeli odgłosy rozpoczynającej się walki na odcinku bronionym przez „Nurta. Potwierdziło to przypuszczenia, że Niemcy mogą atakować właśnie od południowej strony, ale liczono, że uda się utrzymać linię obrony do wieczora opierającą się w dużej części o stawy rybne.
Ustalono, że z chwilą zwiększenia niemieckiego nacisku oddziały będą wycofywały się w kierunku północnym aby zająć linię obrony obok lasu ciągnącego się wzdłuż torów kolejowych
Ustalono także, że po zapadnięciu zmroku wszystkie oddziały przejdą tory kolejowe i udadzą się w kompleks leśny w rejonie gajówki Jamskie.
Czołg w lesie

Narada została przerwana przed godziną 14 gdy obradujący usłyszeli gwałtowną strzelaninę dochodzącą z pobliskiej placówki obsadzonej przez pluton osłony radia. Dowódcy udali się do swoich oddziałów. Po sprawdzeniu sytuacji na placówce (na skrzyżowaniu drogi prowadzącej z Michałowa do drogi Rząbiec – Henryków) okazało się, że od strony Rząbca wprost na placówkę nadjechał czołg. Placówka ostrzelała go, a ten odpowiedział ogniem z karabinu maszynowego oraz z działa. Zapał niemieckich czołgistów został ostudzony gdy ich pojazd został ostrzelany z piata. Strzał, choć niecelny, odniósł ten skutek, że czołg zawrócił i wycofał się do Rząbca.
Atak ten dziś możemy odczytać jako element przygotowanej przez Niemców operacji. Rozpoznanie lotnicze wykryło tylko zgrupowanie „Nurta”, o pozostałych oddziałach Niemcy nie mieli pojęcia wysłali więc w głąb lasu czołg, zapewne pierwszy jako rozpoznanie. Nigdy czołgi nie zapuszczały się do lasu bez wsparcia piechoty. Tym razem Niemcy zdecydowali się na taki ruch bowiem nie wiedzieli o znajdujących się tu oddziałach. Plan niemiecki zapewne przewidywał wyjście czołgiem (czołgami?) na zaplecze oddziałów „Nurta” i ich rozbicie.
Krwawy szturm

Wspomniane już rozpoznanie lotnicze i jego efekty sprawiło, że około południa w rejon wsi Lipno i Przygradów nadciągnęły pierwsze siły niemieckie przewidziane do ataku. Około godziny 14 niemieckie moździerze obłożyły ogniem lizjerę lasu a pod jego osłoną do szturmu ruszyły wyznaczone oddziały.
Główne uderzenie siłami batalionu i przy wsparciu samochodu pancernego wyszło z rejonu Przygradowa z zamiarem wyminięcia stawów po zachodniej ich stronie. W pierwszej fali do szturmu poszła niemiecka kompania wojska zatrzymana ogniem ubezpieczającej ten kierunek drużyny „Adama”. Dysproporcja sił była jednak olbrzymia i tylko kwestią czasu było wycofanie placówki. Natychmiast poproszono o pomoc. Dowódca kompanii skierował wzmocnienie w sile jednej drużyny, a wobec nadjeżdżającego samochodu pancernego „Nurt” skierował na ten odcinek jedyny znajdujący się na stanie batalionu moździerz. Obsługiwali go Michał Mandziara „Siwy”, Stanisław Pałac „Mariański”, Jerzy Stefanowski „Habdank” i ogniomistrz Marian Łyżwa „Żbik”. Pierwszoplanową rolę w obsudze moździeża miał "Marianski". Metodą "po lufie" potrafił on prowadzić celny ogień z moździeża, który miał uszkodzone przyrządy celownicze. Prowadzony przez niego ogień był celny, a jeden z pocisków unieruchomił też samochód pancerny. Ostatecznie natarcie zostało powstrzymane.
Pomocnicze natarcie zostało skierowane z Lipna przez groblę na stanowiska obsadzone przez placówkę „Gwera”. Także tutaj atak został poprzedzony ostrzałem moździerzy. Do szturmu ruszyła kompania niemieckiego wojska. Jej zadanie było trudne bowiem nacierała ona wzdłuż drogi biegnącej groblą pomiędzy stawami. Pierwsze straty atakujący ponieśli z chwilą gdy weszli na założone przez saperów miny. Dodatkowo silny ogień z dwóch rkm-ów sprawił, że atak załamał się przy dużych stratach szturmujących. Aby pozostała cześć niemieckiej kompanii mogła się wycofać stanowiska partyzanckiej placówki zostały obłożone ogniem moździerzy. Przytłumił on nieco ogień żołnierzy AK pozwalając wycofać się Niemcom.
Drugie podejście Niemców
Na głównym kierunku uderzenia, od strony Przygradowa, Niemcy do walki wprowadzili kolejne pododdziały. Przygotowanie do ataku rozpoczął ostrzał moździerzy. Pod jego osłoną do szturmu ruszyły oddziały wykorzystując rozległy odkryty teren od wsi do lasu. Przewaga atakujących była znaczną stąd obie drużyny musiały się cofnąć w głąb lasu na główną linię obrony. Dobrze wybrane i zamaskowane stanowiska sprawiły, że straty partyzantów były minimalne: lekko ranny był jedynie strzelec Zdzisław Szczechura „Czarny”.

Cofnięcie kompanii „Jurka” do lasu spowodowało niebezpieczną sytuację: drużynie „Gwera” zajmującej stanowisko na grobli groziło odcięcie. Jej sytuacja była zresztą i tak ciężka bowiem Niemcy nie mogąc sforsować grobli obłożyli ją silnym ogniem moździerzy. Zmusiło to „Nurta” do wycofania placówki. To podczas tego manewru na swoim stanowisku pozostał ranny starszy strzelec Aleksander Jastrzębski „Alan”. Wybiegając nieco wprzód dodajmy, że po zajęciu grobli przez Niemców został przez nich dobity.
Po wycofaniu drużyna „Gwera” dołączyła do głównej linii obrony kompanii „Habdanka”. W tym czasie była to najmniej liczna kompania (liczyła ok. 40 żołnierzy). Mimo szczupłości sił z powodzeniem broniła ona swojej głównej linii obrony w lesie. Drużyna „Gwera” zajęła miejsce na jej prawym skrzydle nawiązując kontakt z odpierającą ataki od Przygradowa kompanią „Jurka”.
Odejście 74 pp
Potyczka z niemieckim czołgiem podczas odprawy oraz nie cichnący głos walki sprawił, że major „Roztoka” postanowił zrealizować decyzję podjętą podczas odprawy: oddziały przechodzą do północnej części lasu. Nakazano likwidację taborów (wozy pozostawiono we wsi), a niezbędny materiał załadowano do końskich juków. Ostatecznie oddziały ściągnęły swoje placówki i zajęły stanowiska pomiędzy stawami, a linią kolejową wystawiając silne ubezpieczenia na drogę z Nieznanowic do Ludyni. Kierunek na Nieznanowice ubezpieczany był przez 5 kompanię II batalionu, a kierunek na Ludynię dozorowały placówki I batalionu.
Dowódca 74 pp o zamiarze zmiany stanowisk nie poinformował niestety walczących w południowej części oddziałów. Zapewne decyzja o przegrupowaniu była też pochopna. "Roztoka" powinien najpierw zorientować się w sytuacji wszystkich oddziałów, a nie tylko swojego pułku.
Tak się niestety nie stało i doprowadziło to do sytuacji gdy odsłonięte zostały skrzydła batalionu „Nurta”. Odejście żołnierzy 74 pp odkryte zostało przez drużynę „Halnego” która sąsiadowała z 2 kompanią 74 pp ubezpieczając drogę od Kozłowa.

Poinformowany o sytuacji „Nurt” uzupełnił luki wprowadzając do walki, pozostającą dotychczas w odwodzie, kompanię „Dzika”. Ubezpieczenie od strony Kozłowa objęła drużyna Józefa Kempinskiego „Krótki”, która zaminowała drogę i nawiązała kontakt na prawym skrzydle z palcówkami kompanii „Szorta”.
Szturm od Kozłowa
Ustabilizowanie linii walki na kierunkach od Przygradowa i Lipna sprawiło, że niemieckie dowództwo podjęło decyzję o rozpoczęciu ataków od strony wschodniej. Prawdopodobnie na tym kierunku Niemcy do walki wprowadzili siły wielkości batalionu.
Niemiecki atak na tym kierunku szedł wzdłuż drogi z Kozłowa (od folwarku Lesisko) do Lipna. Stanowiska na tym odcinku zajmowała kompania „Szorta”. Na prawym skrzydle usadowiła się placówka Alfonsa Fiszlaka „Gajowy”. W opuszczonej stodole stanowisko zajmuje rkm który skutecznym ogniem powstrzymuje atakujących przez łąki Niemców. Skuteczny ogień skupił na stodole niemiecki ostrzał. Ranny zostaje celowniczy rkm NN „Mścisław”. Funkcję celowniczego przejmuje zastępca dowódcy kompanii Andrzej Gawroński „Andrzej”. Ranny zostaje także celowniczy piata – kapral Arkadiusz Wnętrzak „Dan”. Straty wśród partyzantów oraz silny niemiecki nacisk wsparty ogniem granatników spowodowały wycofanie placówki ubezpieczającej na lizjerę lasu gdzie główne stanowiska zajmowała cała kompania.
Od strony Kozłowa Niemcy przeprowadzili także drugi atak przez wieś Henryków. Na tym kierunku, jak już pisaliśmy, placówkę ubezpieczającą stanowiła drużyna „Krótkiego” z kompanii „Dzika”. Ubezpieczenie założyło na drodze ładunki wybuchowe. Najechał na nie czołg (być może samochód pancerny), który został uszkodzony. Atakująca niemiecka piechota postanawia obejść bokiem partyzancki punk oporu, który jest wysunięty ok. 200 metrów od głównej linii obrony. Ruch ten wymusza wycofanie drużyny „Krótkiego”, która traci kontakt ze swoimi głównymi siłami.
Impet szturmu przyjmują na siebie zajmujący główne stanowiska żołnierze „Dzika”. Kompania zajmuje pozycje na skraju lasu, ale Niemcy mają do niej wygodne podejście. Do walki wprowadzane są świeże pododdziały, a partyzanckie stanowiska zasypywane są celnym ogniem moździerzy i ciężkiego karabinu maszynowego zajmującego stanowisko na wprost partyzanckich pozycji. Niebezpieczeństwo przerwania linii obrony zażegnuje „Nurt” przysyłając wsparcie w postaci obsługi moździerza. Także tu celne strzały kierowane przez "Mariańskiego" likwidują stanowisko ckm.
Stabilizacja i kres walki
Po zmuszeniu do wycofania placówek ubezpieczających walka była prowadzona w oparciu o główne linie obrony. Niemcy na każdym z kierunków próbowali jeszcze zepchnąć poszczególne kompanie w głąb lasu, ale nigdzie nie udało im się uzyskać powodzenia. Po trwających 4 godziny walkach, wraz z zapadającym zmrokiem, strzały ucichły.

Straty I batalionu 2 ppLeg. wynosiły jeden poległy: starszy strzelec Aleksander Jastrzębski „Alan” oraz 3 ciężko rannych: kapral Arkadiusz Wnętrzak „Dan”, strzelec NN „Mścisław” i strzelec NN „Szarotka”. Część materiałów podaje, że rannych było 8 żołnierzy, ale być może kolejni mieli tylko lekkie obrażenia. Od ognia artylerii i pocisków moździerzy zabitych zostało też 5 koni taborowych.
Niemcy do walki z batalionem „Nurta” wprowadzili łącznie co najmniej 4 kompanie piechoty oraz siły policyjne stanowiące równowartość 1-2 kompanii. Wspierały ich co najmniej dwa wozy pancerne które zostały uszkodzone. Na podstawie danych zebranych we wsiach Lipno i Przygradów straty niemieckie można ustalić łącznie na ponad 80 ludzi z czego kilkudziesięciu zabitych. Nieznane są siły niemieckie użyte do przeczesywania lasów w części północnej, ale pewne jest, że wspierały je czołgi.
Odwrót
Kiedy z nastaniem szarówki cichły walki na odcinku bronionym przez batalion „Nurta” Niemcy postanowili zamknąć pierścień okrążenia zgrupowania wprowadzając swoje siły na drogę Nieznanowice – Ludynia. Jadące od strony Nieznanowic czołgi wjechały na stanowiska zajmowane przez 5 kompanię z II batalionu (dowódca Tadeusz Kamliński „Boryna”). Jeden z nich został uszkodzony co spowodowało, że Niemcy zaprzestali ruchu w tym kierunku pozostawiając dojście do torów niezabezpieczone. Czołg ten został kilka dni później przetransportowany przez Niemców do Włoszczowy.
Natychmiast po tej walce oddziały 74 pp AK nie informując o tym „Nurta” opuściły kompleks leśny przechodząc wczesnym wieczorem przez tory kolejowe i udając się w okolice gajówki Jamskie, gdzie dotarły około północy.
Tej samej nocy kompleks leśny opuścił także batalion „Nurta”, który po przejściu ok. 15 kilometrów dotarł do Chotowa.
Bitwa pod Chotowem – 30 października 1944 r.
29 października zgrupowanie 74 pp oraz I batalion 2 ppLeg. stoczyły wielogodzinny bój z Niemcami. Główny ciężar walki wziął na siebie batalion „Nurta”. Był to kres wspólnego działania bowiem zgrupowanie 74 pp opuściło teren bez powiadomienia walczących. Batalion „Nurta” przetrwał, a po nocnym przemarszu dowódca i żołnierze mieli nadzieję na odpoczynek. Nie wiedzieli, że pierścień okrążenia wokół nich zaciska 603 Dywizja do Zadań Specjalnych Wehrmachtu.
Nocny przemarsz
Nocą z 29/30 października 1944 r. batalion „Nurta” postanowił oderwać się od nieprzyjaciela z którym od trzech dni prowadził walki. Dowódca liczył, że w nowym miejscu uda mu się dać czas na wypoczynek żołnierzy.
Batalion Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurt” forsownym marszem przekroczył linię kolejową Kielce - Częstochowa i bezdrożami pokonał odległość około 15 kilometrów. Około północy batalion dotarł do wsi Chotów. Tam nastąpił krótki postój, ale już o świcie oddział odskoczył na zachód z zamiarem biwakowania w lesie w okolicy gajówki Kuźnica. Miejsce było korzystne dla obrony, gdyż znajdowało się w wysokopiennym lesie, osłoniętym z trzech stron rzeką i stawami. Żołnierze mieli odpoczywać, a ubezpieczenie wystawiła 3 kompania Tomasza Wagi "Szort”.

Wstawał pochmurny, dżdżysty dzień i kapitan „Nurt” liczył że zwolni to tempo niemieckiej obławy i batalion bezpiecznie doczeka w ukryciu do zmroku. Niestety jego nadzieje były płonne. Duże siły niemieckie gromadziły się w okolicznych miejscowościach chcąc pierścieniem obławy przeczesać lasy w kwartale: Włoszczowa – Krasocin – Oleszno – Kluczewsko – Włoszczowa. W kompleksie tym znajdował się batalion „Nurta”.
Niemiecki pierścień obławy
Trudno jest z całą pewnością określić siły niemieckie jakie zostały zaangażowane w obławę prowadzoną 30 października 1944 r. Według oceny wywiadu AK teren ograniczony drogami Włoszczowa – Krasocin – Oleszno – Kluczewsko – Włoszczowa otoczony został przez około 5 tysięcy żołnierzy i policjantów niemieckich, którzy szykowali się do metodycznego przeczesania terenu. Wiemy, że gros sił stanowili żołnierze z 603. Dywizji Strzelców Krajowych (603. Dywizja do Zadań Specjalnych) Wehrmachtu.
Od świtu oddziały niemieckie posuwały się śladem przemarszu oddziału AK. „Szczęście” im dopisało oto bowiem w przydrożnej kopie siana odkryli jednego z partyzantów. Żołnierz o pseudonimie „Stach” z kompanii por. Jerzego Stefanowskiego „Habdank” był tak zmęczony, że podczas jednego z postojów zasnął w przydrożnej kopie siana. Niestety nikt z kolegów nie zorientował się, że brakuje jednego z towarzyszy walki. To wszystko świadczy o olbrzymim zmęczeniu żołnierzy. „Stach” po przesłuchaniu został przez Niemców powieszony. Z pewnością nie powiedział nic, bo wiedzieć nic o planach marszu oddziału nie mógł, ale sama jego obecność nakazała Niemcom podjąć kolejne działania.
Wczesnym rankiem, około godz. 7, z Krasocina wyjechała do Chotowa niemiecka kolumna dziewięciu aut. To rozpoznanie miało znaleźć ślad polskiego oddziału. W samym Chotowie Niemcy aresztowali sześciu mężczyzn. Rozpoczęło się przesłuchanie. Grożąc aresztowanym rozstrzelaniem próbowano dowiedzieć się w jakim kierunku odeszli partyzanci. Nie wiemy jaki był efekt przesłuchań, ale wiemy jaki był los aresztowanych. Czterej z nich zostali zwolnieni, ale dwóch pozostałych Niemcy postanowili zabrać ze sobą. Byli to liczący 45 lat Franciszek Lis (rolnik z Chotowa) oraz nauczyciel z Oleszna Jan Kawałek, żołnierz AK pseudonim „Wilk”.
Niemiecka kolumna podzieliła się. Część samochodów zabierając aresztowanych pojechała do Oleszna. Tam po kolejnym przesłuchaniu Franciszek Lis został zwolniony, ale po „Wilku” wszelki ślad zaginął. Niemcy podczas przesłuchania prawdopodobnie zamordowali go, a ciało zakopali w nieznanym miejscu. Druga część (trzy terenowe samochody) otrzymała zadanie rozpoznania terenu na zachód od Chotowa.
Starcie pod Kuźnicą

Jak już wspominaliśmy nad bezpieczeństwem batalionu „Nurta” czuwała kompania „Szorta”. Ok. 100 metrów od biwaku wystawione zostało ubezpieczenie w sile drużyny, którą dowodził Roman Świtakowski „Tryb”, która miała strzec jedynej drogi prowadzącej do partyzanckiego obozowiska. Żołnierze zaminowali dróżkę i sami zajęli stanowiska trzydzieści metrów dalej. Słyszeli nadjeżdżające trzy auta, ale zgodnie z rozkazem „Tryba” czekali aż samochody wpadną na założone ładunki. To zaufanie niestety się na nich zemściło. Jak się później okazało jadące szybko auta podskakiwały na korzeniach i „przeskoczyły” grzybki min. Dopiero gdy samochody znalazły się 15 metrów od partyzanckiej placówki padł rozkaz otwarcia ognia. Nieszczęścia chodzą jednak parami: partyzancki lkm Bergman rozpoczął ogień, ale zaciął się już po pierwszym strzale.
Pierwszy z niemieckich samochodów przejechał przez partyzanckie pozycje i zatrzymał się dopiero na drzewie za linią obrony. Co gorsze niemieckie strzały były bardzo celne i raniły dowódcę drużyny kaprala „Tryba” oraz żołnierzy z obsługi zaciętego karabinu maszynowego. Byli to: st. strzelec Zdzisław Jerka „Jerzy”, strz. Romuald Mytkowski „Maks” i strz. NN „Jur”. Mimo strat pozostali żołnierze drużyny rozpoczęli walkę.
Strzały zaalarmowały pełniącą służbę kompanię „Szorta”, która natychmiast przyszła z pomocą żołnierzom z placówki ubezpieczającej. W krótkiej walce ginie jeden z Niemców i zniszczone zostają samochody. Pozostali okupanci salwują się ucieczką.
Partyzancki fortel

Potyczka zdradziła Niemcom miejsce postoju oddziału. Sam „Nurt” ocenił swoje położenie jako niekorzystne. Nie chciał jednak przyjmować walki w terenie już przez Niemców rozpoznanym dlatego zdecydował się na zastosowanie śmiałego fortelu. Dowodzony przez niego oddział docelowo miał przedostać się w kierunku lasów na tzw. Grzędzie Małogoskiej, ale tak dużej odległości nie mógł pokonać w ciągu jednego dnia, do tego pokonując obstawione przez Niemców drogi. Kapitan „Nurt” zamierzał po przekroczeniu szosy Włoszczowa – Oleszno zatoczyć w lesie duże koło i praktycznie powrócić w okolice porannej walki. Liczył, że ten teren nie będzie przez obławę kontrolowany.
Śmiały plan miał szanse powodzenia tylko wtedy gdy oddział pozbędzie się niepotrzebnego obciążenia. Zlikwidowano więc tabor kołowy najpotrzebniejszy sprzęt i amunicję ładując na juczne konie. Rannych odesłano do pobliskiej wsi Kotowa (było to prawdopodobnie trzech rannych z boju stoczonego pod Lipnem dzień wcześniej i czterech rannych w ostatniej potyczce). Pozostała przy nich sanitariuszka Anna Ostachowska „Ewa” („Nurt” podaje, że z rannymi zostały dwie sanitariuszki).
Aby opóźnić poruszanie się oddziałów niemieckich podążających zapewne śladem batalionu AK kompania por. Jerzego Stefanowskiego „Habdank” otrzymała rozkaz zniszczenia mostków w kierunku wsi Kotowa i Biadaszek.
Rozbicie niemieckiej kompanii
Po ukończeniu przygotowań batalion odmaszerował. Za przewodników służyło mu dwóch miejscowych gajowych. Jednym z nich był st. strzelec Józef Tkaczyk „Kaczor”, który pozostał już w oddziale, a drugim sierżant Eugeniusz Owczarek „Wiarus”. Batalion prowadzony leśnymi ostępami poruszał się wolno bowiem w chwilach kiedy nadlatywał niemiecki samolot rozpoznawczy żołnierze zapadali w ukryciu co trwało do czasu aż samolot oddali się. Ostatecznie , zataczając w lasach wielkie koło, batalion podszedł około południa w rejon niewielkiego wzgórza (kota 349) koło wsi Biadaszek. Znajdowali się około kilometr od miejsca porannej potyczki.

Idąca jako ubezpieczenie przednie 1drużyna (dowódca plutonowy Jan Wojtasiewicz „Janusz”) I plutonu kompanii „Dzika” napotkała w lesie niemiecką kompanię. O sytuacji natychmiast poinformowano kapitana „Nurta”. Kaszyński zdał sobie sprawę, że dalszy marsz batalionu jest niemożliwy bowiem Niemcy zamknęli zapewne pierścień okrążenia. Nie wiedział jedynie jakie siły zostały przez okupanta zaangażowane do przeprowadzenia operacji przeciwko niemu. O skali przygotowań nich świadczy fakt, że tylko przez Oleszno przejechało, zgodnie z meldunkiem wywiadu AK, 137 niemieckich pojazdów przewożących siły użyte do obławy.
Spotkanie niemieckiej kompanii uświadomiło „Nurtowi”, że dalsza droga jest niemożliwa. Dowódca uznał, że musi przyjąć walkę w tym terenie. Sam udał się do batalionu aby przygotować miejsce do obrony okrężne, a „Dzik” otrzymał rozkaz ostrzelania wroga.
Niemiecka kompania szykowała się zapewne do rozpoczęcia przeczesywania lasu. Partyzanci zastali Niemców w trakcie odprawy. Wykorzystując sytuację „Dzik” podciągnął wszystkich swoich żołnierzy na dogodne stanowiska i ogniem z bliskiej odległości rozbił oddział. Kompania „Dzika” posiadała na stanie dwa ręczne karabiny maszynowe, kilka pistoletów maszynowych i karabiny. Ostrzał był krótki, ale ogień prowadzony z bliskiej odległości musiał zadać okupantom wielkie straty.
Niestety zapewne obecność w najbliższej okolicy innych niemieckich oddziałów nie pozwoliła żołnierzom AK zabrać zdobyczy z pobojowiska ani policzyć niemieckich strat. Tuż po starciu Niemcy, wystrzeliwując rakiety z trzech stron batalionu, określili swoje pozycje, oznaczając jednocześnie linię dla ostrzału własnej artylerii.
Obrona wzgórza
„Nurt” postanowił przyjąć walkę w miejscu najbardziej do tego odpowiednim czyli na pobliskim wzgórzu - kota 349. Batalion niezwłocznie zajął tu pozycje obronne w formie rozległego czworoboku. Kompania „Dzika”, po wykonaniu ataku na Niemców, zajęła stanowiska frontem w kierunku Biadaszka, kompania „Habdanka” na kierunku tzw. Zwiercińskiego Ługu, a kompania „Szorta” na kierunku wsi Chotów. Tyły zgrupowania osłaniała kompania por. Władysława Czerwonki „Jurkek”. Dowódca batalionu zajął stanowisko na tyłach kompanii „Szorta”. W małej niecce za wzgórzem ustawiono moździerz i ukryto juczne konie. Obok znajdowały się także konie zwiadu konnego, który pozostawał w odwodzie.
Siły polskie nie miały żadnych szans na wymknięcie się z kotła w ciągu dnia i z zadowoleniem przyjmowały opóźnianie się niemieckiego szturmu. Niemcy, którzy w operację zaangażowali około 5 tysięcy wojska i sił policyjnych szykowali się metodycznie do zniszczenia oddziału. Naturalnie tylko część tych sił miała uderzyć na batalion „Nurta”, zdecydowana większość była użyta do obstawienia wszelkich dróg, którymi oddział mógłby próbować się wyrwać.
Niemiecka grupa uderzeniowa skoncentrowana była rejonie Biadaszka i rozwinięta wzdłuż dróg do Oleszna i Sukowa. Na wzgórzach koło Chotowa, a więc na tyłach zgrupowania AK ustawione były dwie baterie artylerii i stanowiska moździerzy. Zamiar niemiecki był jednoznaczny: zniszczyć kompletnie osaczone polskie zgrupowanie.
Około godziny 14 niemieckie przygotowania zostały zakończone. Jednocześnie Niemcy rozpoczęli ostrzał artyleryjski pozycji partyzanckich. Początkowo był on niecelny, ale niebawem pociski zaczęły spadać na pozycje zajmowane przez kompanię „Dzika”. Padli pierwsi zabici. Skupieni wokół jednego rkm padli rozerwani jedną eksplozją: kapral Edmund Walocha „Tadek”, kapral Jan Orłowski „Urban” i strzelec Mieczysław Bąderski „Sobieski”.
Dwa szturmy

Po zakończeniu ostrzału artyleryjskiego ruszyła niemiecka piechota, prawdopodobnie w sile dwóch kompanii. Natarcie prowadzone było ostrożnie i miało charakter rozpoznania bojem. Atak skierowany był na stanowiska kompanii „Dzika”. Kiedy niemieccy żołnierze znaleźli się w zasięgu skutecznego ognia dowódca kompanii dał rozkaz otwarcia ognia. Niemiecki szturm załamał się, a Niemcy wycofali się aby dokonać przegrupowania.
Pierwsza walka pozwoliła niemieckiemu dowództwu rozpoznać usytuowanie polskiej linii obrony. Jednocześnie wycofanie atakujących kompanii umożliwiło wznowienie ostrzału artyleryjskiego. W późniejszym czasie ogień artylerii przeniósł się na stanowiska zajmowane przez kompanię „Szorta”. Kompania ta ponosiła też straty od broni maszynowej bowiem prowadzony on był wzdłuż jej linii obrony.
Ruszył drugi atak. Tylko na kierunku kompanii „Dzika” atakują trzy niemieckie kompanie. Biorąc pod uwagę liczebność sił atakujących nie odniosły one sukcesu, ale sprawiły, że wyczerpały się skromne zapasy amunicji. W tej części walki ciężkie rany odnieśli strzelcy: Czesław Lubowicki „Bill” i Aleksander Zienkiewicz „Zając” obsługujący jeden z ręcznych karabinów maszynowych. Nawet dostarczanie na pierwszą linię amunicji było utrudnione, a nacisk niemiecki był coraz większy. Kompania w zorganizowany sposób wycofała się więcok. 30 metrów do tyłu gdzie oczekiwała podrzucona amunicja. Jej ładowaniem do magazynków zajmowali się żołnierze z kompanii które nie brały udziału w walce.
W tym samym czasie dowództwo niemieckie postanowiło przeprowadzić pomocnicze uderzenie na pozycje kompanii chor. „Szorta”. W najtrudniejszej sytuacji znalazła się drużyna Zdzisława Rachtana „Halny”, która znajdowała się na styku obu kompanii. Obłożona silnym ogniem straciła kolejnych żołnierzy. Ciężko ranny został kapral Bolesław Domański „Bolek", celowniczy rkm browning wz. 28, i jego amunicyjny strzelec Tadeusz Szlifierski „Węgorz”. Ranna zostaje także obsługa drugiego rkm: celowniczy - kapral Jerzy Dworczyński . „Drzewicz” i amunicyjny - kapral Stanisław Alkiewicz „Kniaź”. Z walki, przez uszkodzenie, wyeliminowany został także rkm obsługiwany przez plutonowego Czesława Spytkowskiego „Bat”. Mimo strat drużyna wykonała rozkaz dowódcy kompanii i zagięła skrzydło utrzymując łączność z wycofaną kompanią „Dzika”. Uniemożliwiło to Niemcom wbicie klina pomiędzy kompanie „Dzika” i „Szorta”.
W odparciu drugiego szturmu, na obu odcinkach, swój udział miał także ogień prowadzony przez jedyny partyzancki moździerz. Pozbawiony przyrządów celowniczych i tabel okazał się doskonałą bronią w sprawnych rękach obsługującego go porucznika Stanisława Pałaca „Mariański”, któremu pomagał żołnierz zwiadu konnego: ogniomistrz Marian Łyżwa „Żbik”. Czterdzieści kilka wystrzelonych pocisków nie zostało zmarnowanych i uczyniło duże straty w szeregach atakujących.
Wzmocnienie obrony

Mimo że Niemcy nie szturmowali to dwie partyzanckie kompanie prowadziły walkę pozycyjną. „Nurt” zdając sobie sprawę z możliwości zwiększenia niemieckiego nacisku wprowadził do walki siły stojące dotąd na innych odcinkach. Było to ważne bowiem prawdopodobnie w tym czasie skończyła się amunicja do moździerza, a co gorsza zaczęło brakować amunicji znajdującej się w zapasach batalionu.
Linia obrony kompanii „Dzika” została wzmocniona drużynami ze składu kompanii „Habdanka”. Z całą pewnością była to drużyna plutonowego Mariana Kotkowskiego. „Marek” która wsparła drużynę plutonowego Jana Wojtasiewicza „Janusz” oraz drużyna kaprala Wacława Długosza „Mikołaj”.
Linia kompanii „Szorta” została natomiast wzmocniona przez spieszonych kawalerzystów konnego zwiadu ppor. Stanisława Skotnickiego „Bogoria”.
Trwała walka pozycyjna podczas której zdarzył się humorystyczny epizod. Niemcy licząc, że skrwawione polskie oddziały nie mają już ochoty do dalszej walki zaczęli krzyczeć:
- „Banditten, waffen abgeben!” („Bandyci, poddajcie się”).
I wówczas z polskiej linii dał się słyszeć donośny głos porucznika Stanisława Pałaca. „Mariański” krzyknął: Pocałujcie nas w dupę!.
Partyzancki kontratak
Bój trwał już trzy godziny, ale do zmroku pozostała jeszcze godzina. Linia walki ustabilizowała się. „Nurt” zdawał sobie jednak sprawę, że to cisza przed burzą. Nieprzyjaciel szykował się do ostatecznego szturmu. Pod osłoną zapadającego zmroku oddziały niemieckie podciągnęły do pierwszej linii walki. Ten atak mógł się zakończyć dla batalionu AK klęską bowiem wielu żołnierzy miało już resztki amunicji.
„Nurt” postanowił więc wykonać natarcie uprzedzające. Oddziały niemieckie miały zostać zaatakowane w chwili gdy same będą zajmowały się przygotowaniami do szturmu. Najpierw linia niemieckich oddziałów została obrzucona granatami, a następnie do przeciwnatarcia ruszyła kompania „Jurka”. Uderzyła przez kompanię „Szorta” porywając ją za sobą (część relacji podaje, że w ataku wzięli także udział żołnierze z kompanii „Dzika”).
Literatura przedstawia ten szturm jako „formalność”, jako operację podczas której Niemcy zaczynają uciekać już po pierwszych strzałach. Niestety zanim tak się stało wyszkolone jednostki okupanta zadały atakującym poważne straty. W pierwszej fazie natarcia zginął kanonier Stanisław Gajek „Wicher”. Ranni zostali: starszy strzelec Bernard Zalisz „Bem”, strzelec Stefan Jakubowski „Kampel”. Wszyscy z kompani „Jurka”. Ranni zostali także żołnierze z kompanii „Szorta” jak ppor. Andrzej Gawroński „Andrzej”.
Mimo wszystko brawurowe partyzanckie natarcie złamało niemiecką linię i przeciwnik rzucił się do ucieczki. Niemców ścigano na przestrzeni ok. 1 kilometra. Pościg zakończył się z chwilą zapadnięcia zmroku. W walce zdobyto obfity łup w postaci broni, amunicji i wyposażenia, co pozwoliło batalionowi przetrwać następne, trudne dni.
Krajobraz po bitwie

Desperacki szturm partyzantów uratował batalion, ale nie zapewniał mu bezpieczeństwa. Tuż po zakończeniu walki sanitariuszki i lekarze zajęli się rannymi. Żołnierze z kompanii „Habdanka” wykopali kopią groby i zajęli się pochówkiem poległych pięciu żołnierzy (tak podają „Dzik” i „Nurt”). Według relacji Mariana Świderskiego „Dzik” do każdego z grobów włożona została butelka, w której na kartce umieszczony jest pseudonim pogrzebanego. „Dzik” tak opisuje ostatnie pożegnanie: „Kapelan batalionowy intonuje żałobny psalm, a my w skupieniu odmawiamy Wieczny odpoczynek…” Kapelanem który do końca pozostał przy walczących był ksiądz Zygmunt Głowacki „Jaskólski” (przed reorganizacją kapelan 2 Dywizji Piechoty AK).
Rannych było łącznie 16 lub 17 żołnierzy. Do ewakuacji ciężko rannych użyty został wóz Jakuba Marcinkowskiego z Oleszna, który przyjechał do lasu po drzewo i dostał się niespodziewanie w pierścień obławy (zapewne część z rannych było niesionych przez kolegów).
„Nurt” zdawał sobie sprawę, że musi jak najszybciej opuścić zagrożony teren, ale z drugiej strony wie, że jego żołnierze są u kresu wytrzymałości i musi im dać chwilę wytchnienia. Jeszcze w czasie gdy oddziały przebywały na wzgórzu do pobliskiego Chotowa wysłany został trzyosobowy patrol kawaleryjski pod dowództwem ogniomistrza Mariana Łyżwy „Żbik”. Szczęśliwie wioska była wolna od Niemców, którzy na noc wycofali się z zagrożonego terenu. Meldunek o tym błyskawicznie otrzymał „Nurt”, który skierował batalion do wioski - na krótki odpoczynek.
Kaszyński wie, że nie może długo kwaterować w Chotowie bowiem w dalszym ciągu znajduje się w niemieckim okrążeniu. Postój miał dać tylko ludziom możliwość wytchnienia. Nie zaniedbano jednak wystawienia posterunków które miały informować o niemieckich ruchach. Jako pierwsza służbę rozpoczęła skrwawiona w walce drużyna Zdzisława Rachtana „Halnego” z kompanii „Szorta” – ale do tak odpowiedzialnych zadań - zależało od tego bezpieczeństwo całego oddziału - wystawiano najlepsze jednostki.
Dziś z perspektywy lat wiemy, że „Nurt” planował przebijanie się z okrążenia na zachód w lasy nad Pilicą (zmienił swój wcześniejszy zamiar). W tym celu wysłany został konny patrol kawalerzystów z ogniomistrzem Marianem Łyżwą „Żbik” jako dowódcą (w składzie Jan Szczepanik "Werbel " i Leon Skowron "Huragan"). Mieli podjechać tylko do drogi Włoszczowa - Oleszno aby stwierdzić czy jest zajęta przez Niemców. Około godziny 22 wyminęli drużynę „Halnego”, ale nie ujechali daleko. Padła seria z niemieckiego karabinu maszynowego od której zginął Marian Łyżwa „Żbik”. Droga była obstawiona przez Niemców.
Ostatnie straty

Strzały zaalarmowały utrudzony batalion. Dowódca zdawał sobie sprawę, że musi natychmiast opuścić Chotów. Wiedząc, że droga Włoszczowa – Oleszno jest obstawiona przez Niemców batalion musiał pomaszerować w kierunku przeciwnym. Na kwaterze został dogorywający Tadeusz Szlifierski „Węgorz" (jego stan był bardzo ciężki, a nocna jazda na podwodzie przedłużyłaby męczarnie). W ostatniej chwili ppor. Zdzisław Witebski „Poraj" wynosi na plecach z jednej z chałup zapomnianego rannego - ppor. Andrzeja Gawrońskiego „Andrzej" i kładzie na odjeżdżający wóz.
Zmęczeni żołnierze pokonali nocą 12 kilometrów. Po przejściu ufortyfikowanych wzgórz Grzędy Małogoskiej nad ranem batalion stanął we wsi Ewelinów. Wszyscy mieli nadzieję, że dzień 31 października, będzie dniem upragnionego odpoczynku. Zanim drużyny rozkwaterowały się w domach ubezpieczenie przekazało informację, że od strony Lasocina zbliża się kolumna niemieckiego wojska z czołgami. Przemęczenie żołnierzy, brak amunicji oraz obawa o konsekwencje jakie mogą spaść na wioskę sprawiły że batalion odmaszerował do lasu. Dzięki miejscowym przewodnikom oddział został przeprowadzony do jednego z suchych wzniesień wśród bagien uroczyska Karolinów (lasy świdzińskie nad rzeką Czarna Pilczycka).
Niemiecka obława przez cały dzień przeczesywała lasy świdzińskie, ale bez przewodników Niemcy nie odważyli się zapuścić na bagna uroczyska Karolinów. Ograniczyli się jedynie do ostrzelania terenu. Partyzancki batalion nie odpowiedział ogniem . Wszystkie kompanie batalionu „Nurta” zachowywały całkowitą ciszę. W takiej ciszy zmarł na jednej z podwód strzelec Stanisław Alkiewicz „Kniaź” (pochowany na miejscu).
Wieczorem kapitan Kaszyński z batalionem udał się do Lasocina gdzie pozostawił ciężej rannych. Po krótkim odpoczynku batalion ruszył dalej i ostatecznie wyrwał się z kleszczy niemieckiej obławy. W Lasocinie kilka dni później (7 listopada) zmarł z ran strzelec Stefan Jakubowski „Kampel” – ostatnia ofiara bitwy pod Chotowem.

Trudno jest określić z całą pewnością wysokość strat niemieckich. W meldunku Komendanta Okręgu Kielce do sztabu Naczelnego Wodza znajduje się zapis, że w bitwie pod Chotowem okupant stracił 300 ludzi.
Nie jest to do końca zgodne z innymi relacjami które podają, że takie straty Niemcy ponieśli w ciągu dwóch dni walk: pod Lipnem i pod Chotowem. Pod Lipnem Niemcy stracili około 80-100 ludzi więc na Chotów przypada ok. 200 zabitych i rannych okupantów – co jest prawdopodobne.
Do niemieckich strat należy też doliczyć trzy rozbite pod Chotowem samochody i dużą ilość zdobytej broni.
Podsumowanie walki
Bitwa pod Chotowem była ostatnim fragmentem w czterodniowych walkach z Niemcami, prowadzonymi w ostatnich dniach października na terenie Obwodu Włoszczowa AK. Batalion „Nurta” pokazał, że determinacja żołnierzy i odważne decyzje dowódcy mogą wyprowadzić oddział z matni. Mało tego przy stosunkowo małych stratach własnych można było zadać nieprzyjacielowi dotkliwe straty.
W meldunku Komendanta Okręgu Kielce do sztabu Naczelnego Wodza czytamy: „ W czasie odskoku 2 ppLeg. w rejonie Oleszna został otoczony. Odległość od nieprzyjaciela dochodziła czasem do 30 metrów, brakło amunicji do moździerza i karabinów maszynowych. Dzięki brawurze dowódcy i żołnierzy, szturmem przerwano pierścień, zadając dotkliwe straty nieprzyjacielowi, wynoszące do 300 ludzi. Straty własne 8 zabitych i 6 rannych”
Meldunek jest mylący bowiem do zabitych wlicza tylko część zmarłych z ran. Straty w rannych podawane są na 6 gdy tymczasem było ich prawie 20.
W każdej historii znajdują się elementy niejasne. Tak też dzieje się w przypadku bitwy pod Chotowem. Po uzgodnieniach z doktorem Markiem Jedynakiem (specjalizującym się w historii Zgrupowania Jana Piwnika „Ponury” i batalionu „Nurta”) przedstawiamy najbardziej prawdopodobną listę strat batalionu jakie poniósł on 30 października 1944 r.

Polegli podczas bitwy:
- strzelec. Mieczysław Bąderski „Sobieski",
- kanonier Stanisław Gajek „Wicher",
- starszy strzelec Tadeusz Jan Łyżwa „Ryś",
- kapral Jan Orłowski „Urban",
- kapral. Edmund Walocha „Tadek",
- kapral. Zaleski „Ben".
Poza główną bitwą poległ 30 października w Chotowie - ogniomistrz Marian Łyżwa „Żbik”.
Spośród rannych w bitwie zmarli:
- kapral Alkiewicz Stanisław „Kniaź”, ranny - zmarł na uroczysku Karolinów 31 października 1944 r.,
- kapral Bolesław Domański „Bolek" – zmarł na początku listopada,
-strzelec Szlifierski Tadeusz „Węgorz” (z innych źródeł wynika, że nazywał się Zygmunt Wiśniewski) ranny – zmarł w Chotowie 30.10.1944 r.,
- strzelec Jakubowski Stefan „Kampel”. – zmarł w Lasocinie 7 listopada 1944 r.
Większość poległych pod Chotowem pochowanych jest na cmentarzu w Olesznie (Gmina Krasocin) i znajduje się pod stałą opieką władz samorządowych i miejscowej szkoły.
Tak więc w wyniku walk pod Chotowem poległo łącznie 11 żołnierzy batalionu kapitana Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurt”.
Posłowie
Z perspektywy lat nie ma problemu z umiejscowieniem czasu bitwy pod Chotowem. Miała ona miejsce 30 października 1944 r. Niestety przez wiele powojennych lat władający Polską komuniści robili wszystko aby wymazać z kart historii dokonania Armii Krajowej. Sukcesem było uzyskanie zezwolenia na upamiętnienie walk oddziałów AK. Taki trud podjęli Eugeniusz Owczarek „Wiarus” i Józef Tkaczyk „Kaczor” (podczas wydarzeń 30 października służyli batalionowi „Nurta” za przewodników) z których inicjatywy mieszkańcy Chotowa ufundowali pomnik przypominający o bitwie pod Chotowem.
Pamięć ludzka jest jednak zawodna. Podczas przygotowań do odsłonięcia obelisku (w rocznicę bitwy w 1962 roku) umieszczono na nim złą datę dzienną. Tak już zostało co nie zmienia faktu, że miejscowa społeczność bardzo dobrze znała faktyczną datę.
Wiele lat później podczas renowacji pomnika umieszczono na nim nową tablicę z poprawną datą. Stara został przykryta i niech złe duchy komuny nigdy nie wychodzą na światło dzienne.
Ostatnie dni batalionu "Nurta"
Nastająca jesień, kwaterujące w wielu wioskach niemieckie oddziały frontowe bądź pomocnicze, trudności z zaopatrzeniem żołnierzy nie napajały optymistycznie dowódcy batalionu. Rozwiązanie tych problemów nie było łatwe.
31 października 1944 r.
Zmęczeni walką żołnierze pokonali nocą 12 kilometrów. Po przejściu ufortyfikowanych wzgórz Grzędy Małogoskiej, nad ranem, batalion stanął we wsi Ewelinów. Wszyscy mieli nadzieję, że nadchodzący dzień, będzie dniem upragnionego odpoczynku. Zanim drużyny rozkwaterowały się w domach ubezpieczenie przekazało informację, że od strony Lasocina zbliża się kolumna niemieckiego wojska z czołgami. Przemęczenie żołnierzy, brak amunicji oraz obawa o konsekwencje jakie mogą spaść na wioskę sprawiły że batalion odmaszerował do lasu. Dzięki miejscowym przewodnikom oddział został przeprowadzony do jednego z suchych wzniesień wśród bagien uroczyska Karolinów (lasy świdzińskie nad rzeką Czarna Pilczycka).
Niemiecka obława przez cały dzień przeczesywała lasy świdzińskie, ale bez przewodników Niemcy nie odważyli się zapuścić na bagna uroczyska Karolinów. Ograniczyli się jedynie do ostrzelania terenu. Partyzancki batalion nie odpowiedział ogniem . Wszystkie kompanie batalionu „Nurta” zachowywały całkowitą ciszę. W takiej ciszy zmarł na jednej z podwód strzelec Stanisław Alkiewicz „Kniaź” (pochowany na miejscu).
Wieczorem kapitan Kaszyński z batalionem udał się do Lasocina gdzie pozostawił ciężej rannych. Po krótkim odpoczynku batalion ruszył dalej. Należy tu dodać, że 31 października siły niemieckie prowadziły tego dnia także obławę w lasach świdzińskich, na północny zachód od Chotowa, jak również w lasach Kurzelowskich – 1 batalion 74 – co świadczyło że Niemcy nie mieli rozeznania gdzie przeniósł się batalion „Nurta”. Sam dowódca oceniając sytuację postanowił pozorować odskok w kierunku wschodnim – w rejon lasów koło Dobrzeszowa. W tym celu po odpoczynku w Lasochowie oddział wymaszerował w kierunku Radoszyc aby następnie powrócić na teren poprzedniego swego biwaku na uroczysku Karolinów.
1 listopada 1944 r.

Dowództwo niemieckie dało się wyprowadzić w pole i przeniosło obławę w lasy koło Radoszyc. W tym czasie batalion wszedł do Ewelinowa i żołnierze mogli wreszcie odpocząć w cieple domów. Był to jednak jeden z ostatnich momentów kiedy oddział liczący jeszcze ponad 200 żołnierzy może pozostać we wsi. Odtąd, w terenie nasyconym jednostkami frontowymi, zdarzało się to bardzo rzadko. „Nurt” zdawał sobie sprawę, że batalion musi zostać rozformowany, ale problemem było zapewnienie bezpiecznych schronień dla żołnierzy, a większość z nich pochodziła spoza terenu włoszczowskiego czy koneckiego.
W celu poszukiwania znośnych warunków egzystencji zgrupowanie przeszło w rejon Radoszyc i biwakowało w rejonie Lipy, a następnie przesunęło się w lasy koneckie zajmując wsie Adamek i Jan Dziadek. Według relacji dowódców oddział nie zajmował całych wsi, ale oddalone od głównego skupiska przysiółki i wolne chaty.
5-6 listopada 1944 r.
Dowództwo niemieckie dało się wyprowadzić w pole i przeniosło obławę w lasy koło Radoszyc. W tym czasie batalion wszedł do Ewelinowa i żołnierze mogli wreszcie odpocząć w cieple domów. Był to jednak jeden z ostatnich momentów kiedy oddział liczący jeszcze ponad 200 żołnierzy może pozostać we wsi. Odtąd, w terenie nasyconym jednostkami frontowymi, zdarzało się to bardzo rzadko. „Nurt” zdawał sobie sprawę, że batalion musi zostać rozformowany, ale problemem było zapewnienie bezpiecznych schronień dla żołnierzy, a większość z nich pochodziła spoza terenu włoszczowskiego czy koneckiego.
W celu poszukiwania znośnych warunków egzystencji zgrupowanie przeszło w rejon Radoszyc i biwakowało w Rejonie Lipy, a następnie przesunęło się w lasy koneckie zajmując wsie Adamek i Jan Dziadek. Według relacji dowódców oddział nie zajmował całych wsi, ale oddalone od głównego skupiska przysiółki i wolne chaty.
10-11 listopada 1914 r.
Oddział, na leśnym obozowisku niedaleko od gajówki Rosochy, został przysypany pierwszym śniegiem. Zgodnie z meldunkiem „Nurta” zgrupowanie liczyło jeszcze 242 żołnierzy.
11 listopada 1944 r.
Dzień święta narodowego zapisał się we wspomnieniach żołnierzy zabiciem ostatniej batalionowej klaczy. Mięso było ledwo opieczone na ogniu, szybko je zgaszono, aby nie zdradziło miejsca kwaterowania.
12-13 listopada 1944 r.
Oddział, który szykował się do opuszczenia kompleksu leśnego został objęty niemiecką obławą (była to prawdopodobnie akcja skierowana przeciwko resztkom oddziałów AL. Oraz grupie sowieckiej ST. Lejtnanta Riaszczenki). Batalion nie został odkryty przez Niemców, ale sama sytuacja skłoniła „Nurta” do podjęcia ostatecznej decyzji rozwiązania batalionu.
13 listopada 1944 r.

W miejscu swojego stacjonowania, wieczorem, E.Kaszyński rozwiązał swoje zgrupowanie dzieląc je na dwa pododdziały, które odeszły w wyznaczone rejony.
-pododdział pod dowództwem „Nurta”, ok. 80 żołnierzy, przeszedł ponownie na teren Obwodu Włoszczowa gdzie żołnierze zostali rozmieszczeni na kwaterach,
-pododdział dowodzony przez Mariana Świderskiego „Dzik” przeszedł w rejon wsi Belno koło Zagnańska. Odłączył się tam pluton Mieczysława Młudzika „Szczytniak”, jego ludzie pochodzili z okolic Kielc, który przeszedł w rodzinne tereny i zdemobilizował się. „Dzik” na czele pozostałych żołnierzy jeszcze tej samej nocy przekrpczył szosę Kielce - Skarżysko. Stało się to we wsi Występa, a oddział stoczył kalkę z niemieckimi siłami i osiągnął lasy na Bukowej Górze.
14 listopada 1944 r.
Oddział zatrzymał się na południe od wsi Łączna-Zagórze w Paśmie Klonowskim, ale pluton „Lisa” już o wschodzie słońca wyruszył na patrol w rejon wsi Wilków. W tym samym czasie Niemcy zaalarmowani wcześniejszą potyczką rozpoczęli obławę w tzw. Dolinnie Wilkowskiej. Nie wykryła on partyzantów, ale Niemcy aresztowali kilka osób (np. Stefana Fąfarę „Dan”)
14-15 listopada 1944 r.
„Dzik” z powierzonymi mu ludźmi przechodzi na wschodni skraj lasów, w rejon wsi Wilków i Psary, gdzie przy pomocy komendy Podobwodu AK Bodzentyn nastąpiła jego całkowita demobilizacja.